piątek, 26 kwietnia, 2024

Gawęda o gawędzeniu – Woroniecki Jacek OP

Share

II. Oczy szeroko otworzyć na świat

Najpierw tedy winni oni mieć w porządku wszystkie pięć klepek, a przez klepki rozumieć tu będziemy te czynniki naszej jaźni psychicznej, które mają za zadanie utrzymywać nas w kontakcie z otaczającym nas światem i pozwalać nam przeniknąć na wskroś jego tajniki.

Skoro bowiem chcemy naszym bliźnim coś opowiadać, a zdajemy sobie sprawę z tego, że, opowiadając im tylko o sobie, zanudzimy ich na śmierć, winniśmy poszukać innego źródła, z którego byśmy mogli czerpać materiał do naszych gawęd.

Źródło to jest tuż koło nas, tak iż tylko rękę wystarczy wyciągnąć, aby móc zeń czerpać. Jest nim ten cudowny świat, co nas otacza, taki ciekawy i tajemniczy i niewyczerpalny w swej treści. I nie brak nam narządów, aby przeniknąć i przyswoić sobie bogatą jego treść. Mamy nader precyzyjne organa zmysłowe, które zbierają pierwsze dane naszych wiadomości, niby ich surowce, mamy następnie doskonale zorganizowane laboratoria wewnętrzne, które te surowce przerabiają, porządkują, oczyszczają i w formie już bardziej obrobionej, w formie półsurowców, oddają do dyspozycji wyższych funkcji naszej jaźni. Mamy wreszcie i te ostatnie, mianowicie rozum i wolę, które już wykończają cały ten proces poznawania świata i za pomocą zdobytych wiadomości kierują następnie naszym życiem.

Jest więc i skąd czerpać, jest i czym czerpać, cała teraz rzecz w tym, aby umieć czerpać. I tu jest właśnie cała trudność, tu jest racja, dlaczego tylu ludzi nie umie gawędzić. Mają oczy, a nie widzą, bo nie umieją patrzeć, mają uszy, a nie słyszą, bo nie umieją słuchać; mają pamięć, mają wyobraźnię, a nie są w stanie przerobić sobie wewnętrznie swoich wrażeń zewnętrznych i utrwalić ich w swej duszy, gdyż nie umieją operować tymi władzami psychicznymi; mają rozum, a nie umieją myśleć, rozumować i rozkazywać, mają wolę, a „nie umieją chcieć” jak mówił Sienkiewicz, albo, co gorzej, jak im zarzucał Wyspiański, „nie chcą chcieć”.

I oto więc pierwszym warunkiem gawędziarstwa jest umieć czytać w księdze rzeczywistości, umieć patrzeć na to, co się wokoło nas dzieje, umieć uchwycić w tej cudownej grze nieskończonych niemal czynników, które wypełniają życie wszechświata, to, co w nich jest najbardziej pięknego, twórczego, żywotnego, co nigdy nie przestanie interesować i zachwycać umysłu ludzkiego, co zawsze porwie jego ducha i zachęci do czynu.

Słowem trzeba mieć oczy szeroko otwarte na wszystko, co się na świecie dzieje i nie pozwalać niczym przesłaniać sobie tego cudnego widoku, niczym, nawet książką.

Tu jest sęk. I książka przy niesłychanych korzyściach, które przyniosła ludzkości, niejednemu więcej wyrządziła zła niż dobra, przesłaniając mu świat. Ma się rozumieć, winna tu nie książka, ale ten kto nie umiał się nią posługiwać, kto ją przenosił, jako źródło wiedzy, nad osobiste obserwowanie świata. Ilu mamy takich ludzi, dla których świat mógłby nie istnieć, byleby były biblioteki!

Jasnym jest, że tacy ludzie nigdy gawędziarzami nie będą, a jeśli się porwą na gawędzenie, będzie ono tylko najstraszliwszym ględzeniem.

Należyte używanie książki jest więc dla gawędziarstwa jednym z najistotniejszych zagadnień. Jak ma się ułożyć stosunek tej wielkiej księgi świata do tych niezliczonych książek z papieru, którymi ten świat jest zasypany? Które z tych dwóch źródeł jest pierwsze, które ważniejsze i pewniejsze, jak mają one współdziałać w kształtowaniu naszego umysłu?

Łatwo to powiedzieć, że książka nie powinna nam przesłaniać świata, ale jaka jest jej właściwa rola, jak jej używać, aby nie była dla nas przesłoną, ale przeciwnie, aby odwracała niejako przed nami karty księgi świata?

Zadanie książki jest podwójne. Najpierw winna ona nam pomóc w dostrzeżeniu porządku, panującego w świecie i w zaprowadzeniu pewnego ładu w tych wiadomościach, jakie się wciąż w naszym umyśle gromadzą. Zanim nauczyliśmy się czytać, już umysł nasz rozglądał się wokoło i powoli zbierał materiały swej wiedzy: znaliśmy różnych ludzi i ich własności, zalety i wady, widzieliśmy sporo zwierząt, mieliśmy do czynienia z rozmaitymi sprzętami domowymi, narzędziami itd. Otóż, gdyśmy zaczęli się uczyć, zarówno nauczyciele jak i książki, którymi się posługiwaliśmy, jęły zaprowadzać w tych wiadomościach pewien ład: katechizm nas uczył, że w naszym życiu moralnym i religijnym jest pewien ład i układał nam nasze obowiązki w ramki cnót i przykazań, a jednocześnie pokazywał również w pewnym systematycznym układzie podstawowe prawdy naszej wiary. To samo czyniły i inne nauki: np. zoologia i botanika uczyły nas tego porządku, jaki istnieje w świecie zwierząt i roślin, przez co dawały nam możność szybkiego rozpoznania tych dwóch dziedzin i łatwiejszego używania odnośnych wiadomości w codziennym naszym życiu.

I łatwo sobie wyobrazić, w jakim byśmy się znaleźli położeniu, gdybyśmy byli zmuszeni sami odkrywać ten porządek, jaki istnieje, czy to w naszym życiu moralnym, czy to w otaczającej nas przyrodzie. Nie jednego, ale stu żyć ludzkich nie starczyłoby na to. A oto dobry nauczyciel przy pomocy umiejętnie napisanego podręcznika w kilka lub kilkanaście lekcji przyswaja nam wiadomości, nad których zdobyciem ludzkość nieraz długie pracowała wieki.

Korzyść przeto, jaką nam nauczanie, czy to ustne czy to za pomocą książki przynosi, jest oczywista, i nigdy dość wdzięczności nie będziemy mieli dla tych, co nas uczyli i co dla nas książki pisali. A jednak błędnie byłoby mniemać, że nam może wystarczyć takie bierne wchłonięcie podanej przez nauczycieli i książki wiedzy! Właśnie takie mniemanie nazywamy przesłanianiem sobie świata książką!

Właściwością wiedzy nabytej w szkole od nauczycieli lub z podręczników jest to, że jest ona abstrakcyjna tj. oderwana od konkretnych danych i przedstawiona tylko w ogólnych zarysach. Są to ramy bardzo dokładnie narysowane, ale nie wypełnione całkowicie i oczekujące dopiero, aby je człowiek własną obserwacją wypełnił. Już i szkoła stara się zachęcić do takiego wypełniania. Do tego służą ćwiczenia praktyczne w laboratoriach, muzea szkolne, wycieczki przyrodoznawcze, krajoznawcze, historyczne itp. Botanik nieraz zaprowadzi dzieci na łąkę lub do lasu i nauczy, jak rozpoznawać rośliny, jak je zbierać i jak przechowywać: wie on dobrze, że bez tego dopełnienia nauka, jakiej udziela w klasie, niewiele będzie warta, pomimo wszelkich pomocy, rysunków, kart i zbiorów muzealnych. Rośliny żyją w przyrodzie, a nie w podręcznikach, ani w zbiorach, i kto chce do dna przeniknąć tajemnice ich życia, musi powędrować do ich kraju i tam zżyć się z nimi: nauka szkolna i to wszystko, co mu książki o nich opowiedzą, ułatwi mu znakomicie to poznanie, ale mu go nie zastąpi. Ramy uzyskane w szkole trzeba wypełnić teraz treścią obserwacyjną, w pocie czoła zdobytą.

I tak jest we wszystkich dziedzinach, wszędzie podręcznik daje ramy, nauczyciel je uzasadnia i po trosze pokazuje, jak je wypełniać, ale sam trud wypełnienia każdy winien osobiście ponieść: nikt go w tym nie wyręczy. Wiedza jego tylko wtedy się stanie żywą, twórczą i pełną treści, gdy on sam otworzy szeroko swe oczy na otaczający go świat i zacznie zeń pełnymi garściami zbierać konkretne wiadomości, aby nimi wypełnić te ogólne i oderwane ramy, które mu wykształcenie szkolne dało.

I podręcznik historii daje tylko ramy, kto zaś zechce gruntownie poznać historię, będzie musiał te ramy powoli wypełnić, badając zabytki historyczne, czytając monografie, słowem docierając do wszelkich tych źródeł, w których będzie mógł nawet na odległość wieków zetknąć się z konkretnymi danymi życia minionych pokoleń.

Tak samo jest i z naszym życiem religijnym i moralnym. Tu też katechizm daje nam tylko ramki jasne, przejrzyste i doskonale uzasadnione, ale ujęte w formę oderwanych zasad, które winny być dopiero ożywione konkretną treścią, zdobytą własnym doświadczeniem. Pogłębianie osobistego życia religijnego i moralnego przez sumienne praktykowanie jego zasad, zastanawianie się nad nim, obserwowanie, co się w innych dzieje, jak inni reagują na najważniejsze wymagania życia duchowego, zbliżanie się do najwyższych duchów ludzkości i poznanie ich przeżyć i zmagań moralnych, – oto źródła, z których wypadnie czerpać konkretną i żywą znajomość życia duchowego. Bez tego formuły katechizmu pozostaną na zawsze pustymi ramkami i do pokierowania życiem nie wystarczą.

Ilu ludzi tego nie rozumie! Ilu, myśląc, że te ogólne wskaźniki mogą wystarczyć, nie troszczy się. o wypełnienie ich żywą i konkretną treścią!

Dla sprawy gawędziarstwa, która nas tu szczególnie obchodzi, jest to fatalne. Ktoś, kto nie pomyślał o wypełnieniu tych ogólnych ram swego wykształcenia samoistnym doświadczeniem życiowym, nigdy nie będzie umiał gawędzić; on zawsze jedzie tylko młócił pustą słomę ogólników i rozwijał abstrakcyjne pojęcia nie oświecone konkretnymi danymi zaczerpniętymi z życia; słowem będzie nudził zamiast interesować i zachęcać do czynu.

W tym to sensie mówimy, że pierwszym warunkiem wdzięcznego gawędziarstwa jest mieć oczy szeroko otwarte i umieć spostrzegać, co się wokoło nas dzieje. Tą tylko drogą można sobie powoli nazbierać nieco żywego i barwnego materiału życiowego, będącego surowcem, z którego się robi gawędy; tą tylko drogą powstanie w umyśle szereg filmów, które potem, kręcąc językiem, będzie się wyświetlać przed umysłami harcerskiej braci.

W tej pracy wypełniania ram niejedna książka będzie nader pomocna: tu dotykamy drugiego zadania książki, ale już nie książki szkolnej. Są książki, które w przeciwieństwie do podręczników ujmują rzeczywistość bardziej konkretnie i uczą, jak patrzeć na świat i wypełniać ogólne ramy zdobyte nauką szkolną.

Weźmy np. takie „W pustyni i puszczy”, takie „Lato leśnych ludzi”, taką „Saharę” prof. Schafera lub „Kaszgarię” i „U źródeł Indu” Gen. Grąbczewskiego, aby wymienić te, które mi przyszły na pamięć: jak doskonale wprowadzają nas one w świat przyrody i uczą czytać w jego księdze! Jak znakomite znajdujemy w nich wzory konkretnego i wyrazistego mówienia o tym życiu, które nas otacza!

A weźmy historię. Któż lepiej od Sienkiewicza nauczy nas wypełniać ramy naszej wiedzy historycznej i sprawi, aby nie była ona tylko pustą kanwą, na której gdzieniegdzie zapisany jest jakiś fakt, jakaś data, ale aby tętniła pełnią życia przed oczami naszej wyobraźni?

I nie jedną tylko wiedzę historyczną wypełnia Sienkiewicz nader obfitą treścią: jest on też cudownym ilustratorem naszego życia moralnego, a nawet religijnego w swym epokowym „Quo vadis”. Wszystkie podstawowe zagadnienia życia moralnego, wszystkie jego najszczytniejsze porywy, sięgające nieraz szczytów heroizmu, wszystkie zmagania się sumienia z najnikczemniejszymi nieraz skłonnościami natury ludzkiej, wszystko to, zanalizowane z głębokim realizmem i ujęte w prześliczną formę artystyczną, jest dla nas niewyczerpanym źródłem obserwacji życia duchowego.

Dla życia religijnego w ściślejszym znaczeniu takim źródłem są żywoty świętych, ma się rozumieć, jeśli są dobrze pisane z należytym uwzględnieniem psychologii ludzkiej. One dopiero mogą nam dać zrozumienie całej doniosłości wielkich prawd wiary, które nieraz niejednemu wydają się pustymi formułkami. Wtedy dopiero widzi się, jakiem źródłem mocy duchowej są te ramki, w które katechizm pragnie ująć nasz stosunek do Boga. Ale i tu, rzecz oczywista, książka wszystkiego nie zrobi. Nie zastąpi ona własnego wysiłku, aby osobistym obserwowaniem świata zdobyć sobie z pierwszej ręki nieco materiału doświadczalnego. Nawet to, co książka jest w stanie dać, o tyle tylko będzie miało wartość, o ile zostanie niejako sprawdzone, choćby w szczuplejszym znacznie zakresie, własnym doświadczeniem.

Nie oceni ani „Lata leśnych ludzi” ani „Sahary” prof. Schafera ten, kto je czytał w pokoju i sam nigdy nosa za drzwi swego domu nie wysunął. Kto natomiast wszystkie okolice swej Psiej Wólki należycie zlustrował, kto zwykł godzinami w lesie lub w górach, lub nad morzem rozmawiać z przyrodą, temu te książki dadzą bardzo wiele. Potrafi on i o Polesiu i o Saharze doskonałą powiedzieć gawędę, choćby nigdy nie przejechał nie tylko Morza Śródziemnego, ale nawet i Bugu.

To samo i z Sienkiewiczem: kto nie umie obserwować życia moralnego, dla tego będą one może arcydziełem literatury, ale tylko literatury. Całą życiową doniosłość jego dzieła ten tylko zrozumie, kto potrafi sam zaobserwować w swym najbliższym otoczeniu, choćby w swej klasie, podobną grę czynników moralnych, te różne przejawy wszelkich aspiracji i namiętności ludzkich, te zmagania się charakterów, które Sienkiewicz umiał tak świetnie przedstawić w ich najbujniejszych formach na wielkiej arenie dziejowej.

Podobnie i cały heroizm świętych nic nie powie temu, kto nie dbał o rozwinięcie w sobie życia religijnego i lekkomyślnie zagasił te iskierki, które od maleńkiego zostały do jego duszy złożone przez Kościół i przez rodziców. Uderzą go może u świętych różne nadzwyczajności nie do naśladowania, ale nie dostrzeże tego, co każdy człowiek z życia każdego świętego może dla siebie wziąć. Intuicję tego, co jest dla nas do wzięcia w żywotach Świętych, może nam dać tylko intensywne życie religijne: dopiero gdy się nastroimy na ten sam ton, co te cudowne dusze, staniemy się zdolni wchłonąć w siebie to, czym one promieniują.

Oto jak należy zbierać materiał do gawęd. Można i trzeba nawet szukać go w książkach, ale nie należy szukać go tylko w książkach, to bowiem nazywa się przesłanianiem sobie świata i życia książkami. Papier nie jest przezroczysty, i kto zbyt mu ufa, gotów całe życie być papierowym człowiekiem, a wszakże śpiewamy w naszej harcerskiej śpiewce:

„Tam nabierze charakteru,

Jak z granitu, nie z papieru.”

Trzeba umieć patrzeć na świat, słuchać jego gwaru, rozważać co się widziało i słyszało, zestawić z tym co się wyczytało i powoli układać to wszystko w ramkach swego ogólnego wykształcenia.

W ten sposób człowiek zbierze sobie powoli nieco materiału do gawęd, a materiał ten będzie żywy, konkretny, zdolny nadać gawędzie jakiś powiew świeżości, jakąś barwę oryginalną, coś swoistego, prostego, wzbudzającego zainteresowanie.

Surowiec ten wypadnie teraz przerobić na gawędę: zobaczmy, jak winniśmy się do tego zabierać.

Czytaj więcej

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Nowości