czwartek, 28 marca, 2024

Gawęda o gawędzeniu – Woroniecki Jacek OP

Share

IV. Żywić lwie serce w piersi

Oczy szeroko otwarte i język dobrze powieszony, oto dwa pierwsze warunki dobrego gawędzenia.

Czy to aby wszystko?

Nie, i może za wcześnie mówiliśmy w poprzednim rozdziale o tych ognikach, które się w oczach zapalają, tak jakby sam język, choćby najpiękniejszy, był w stanie je wywołać, gdy nie zostanie zagrzany tym trzecim czynnikiem, o którym teraz będziemy mówić – sercem. Ale język jest tak upośledzony w naszych czasach, że chciałoby się nieco rozszerzyć jego atrybucje i przywileje: serca nikt nie skrzywdzi, ono i tak jest może aż nadto faworyzowane i nie da o sobie zapomnieć.

Jak potrawa, aby być smaczna winna być należycie przyprawiona, odpowiednim sosem podlana i podana na gorąco, tak gawęda winna mieć pewną przyprawę, coś jakby sos: winna mieć również odpowiednią temperaturę. Nie może ona być ani kwaśna lub gorzka lub zbyt przesłodzona, ani chłodna i przeto skrzepnięta, ani zbyt gorąca, tak iżby trzeba było na nią dmuchać.

Ten ostateczny smak i temperaturę nadaje gawędzie ton, w jakim jest wypowiedziana, a o tonie decyduje w ostatniej instancji serce tzn. miłość którą gawędziarz żywi i do tych pięknych prawd, które opowiada, i do tych miłych słuchaczy, którym je głosi.

Zobaczmy, jak się serce zabiera do tej funkcji i czego odeń dobry gawędziarz ma prawo się spodziewać.

Najpierw winniśmy się zapoznać z samą firmą „Serce”, zajmującą się wyrobem tych sosów niezbędnych do przyprawy gawęd, a to dlatego, że nielojalna konkurencja często nadużywa tej zacnej firmy i pod jej nazwą szerzy fabrykaty, będące prawdziwą tandetą. Kto chce tych lichych podróbek unikać, niech żąda zawsze marki fabrycznej, która brzmi: „Uczucie jest niczym – wola wszystkim” . Tylko wyroby Serca opatrzone taką marką, zdolne są nadać nie tylko gawędom, ale i całemu naszemu życiu cudowny jakiś smak i aromat, dziwnie podnoszący ducha. Mają one jednocześnie i to do siebie, że zupełnie nie ulegają zepsuciu, podczas gdy różne falsyfikaty podszywające się pod tę firmę psują się bardzo szybko i nieraz działają trująco; nic dziwnego, są one fabrykowane na podstawie uczuć.

Warto jednak dokładniej przyjrzeć się tym walkom, które się toczą około zagadnienia serca, uczuć i miłości.

Ta mała pompka, która po naszym organizmie rozprowadza krew i która nosi nazwę serce zrobiła wprost niesłychaną w dziejach karierę. Ze zwykłego organu fizjologicznego wyrosła ona na symbol miłości i tego wszystkiego, co jest najbardziej ukrytym ale i najwznioślejszym, nie tylko w życiu ludzkim, ale w życiu Boskim. Wszak samo Pismo Święte nam mówi o Sercu Boga, rozumiejąc przez nie Jego nieskończoną miłość i dobroć.

Czym się ta kariera tłumaczy? Oto tym, że nasze życie uczuciowe jest ściśle związane z funkcjonowaniem serca. To ostatnie nie jest źródłem uczuć, które, podobnie jak wszystkie zmysłowe przejawy psychiczne, mają swe siedlisko w mózgu, ale człowiek uświadamia sobie swe uczucia nie wtedy, gdy powstają w centrach mózgowych, ale dopiero wtedy, gdy łączą się z jakąś przemianą w działalności serca. Gdy pod wpływem radości lub strachu, gniewu lub pożądania, smutku lub odrazy, serce zaczyna w nas szybciej lub powolniej bić, gdy w związku z tym zmienia się tempo krążenia krwi i bledniemy lub rumienimy się, zaczynamy zdawać sobie sprawę, że ulegamy silniejszemu uczuciu i czynimy zań odpowiedzialne nasze serce, którego zmianę w funkcjonowaniu wyraźnie odczuwamy. Wszystkie języki sprowadzają uczucia do czynności serca: sercem miłujemy i radujemy się, sercem się gniewamy i smucimy, sercem odczuwamy strach i odrazę, i żadna psychologia nie zmusi języka ludzkiego do wyrzeczenia się tych wyrażeń.

Ale serce w swej karierze sięgnęło wyżej i zapragnęło otrzymać mandat do reprezentowania i wyższych jeszcze funkcji psychicznych, tych, które są już umysłowej, a nie zmysłowej natury. I oto w samej rzeczy udało mu się uzyskać reprezentację całego naszego duchowego życia moralnego na wszystkie chyba języki cywilizowanego świata.

Tłumaczy się to tym, że wyższe funkcje umysłowe naszego życia psychicznego, aczkolwiek same przez się natury duchowej, są jednak bardzo ściśle związane z niższymi funkcjami zmysłowymi. Tak np. nasze poznanie rozumowe jest czynnością duchową, ale czynność ta jest całkowicie uzależniona od poznania zmysłowego, które się za pomocą organów zmysłowych odbywa i które jej dostarcza materiału doświadczalnego. Związek ten jest mniej ścisły, gdy chodzi o władze uczuciowe, i odpowiadającą im w dziedzinie umysłowej, wolę. Wola nie jest bezpośrednio od uczuć zależna, ale jest zależna od rozumu, który nią kieruje i który sam jest ściśle zależny od poznania zmysłowego; pośrednio więc i wola nie może niczego zapragnąć, co by do niej nie przyszło przez zmysły i co by przeto nie działało jednocześnie na władze uczuciowe.

Poza tym wola wciąż musi wybierać w otaczającym nas świecie te lub inne rzeczy materialne, które silnie oddziaływają na nas i pociągają nasze uczucia. Stąd nieraz działalność uczuć i woli tak ściśle się z sobą łączy, tak głęboko nawzajem przenika, że sami nie możemy się rozeznać, co w tym pochodzi z woli, a co z uczucia.

Otóż serce doskonale umiało wyzyskać tę okoliczność dla swej kariery i wprost narzuciło wszystkim językom zastępowanie interesów nie tylko uczuć, ale i woli. W tej wspólnej działalności uczuć i woli, czynniki uczuciowe są widoczniejsze, łatwiej dadzą się dostrzec, opisać, scharakteryzować; dla dopatrzenia się działalności woli trzeba już bardziej wyćwiczonego umysłu. Nic więc dziwnego, że i sercu, tak ściśle związanemu z działalnością uczuć, udało się uzyskać ten niesłychany przywilej, aby reprezentować działalność woli, a nawet i rozumu w tych przynajmniej jego funkcjach, które są przeniknione wpływem woli i które nazywamy sumieniem.

Serce więc w dzisiejszej potocznej mowie nie oznacza już tylko tej małej pompki, która w nas krew tłoczy, nie oznacza ono nawet tylko samego siedliska uczuć zmysłowych, ale służy do oznaczenia tego, co jest najcenniejsze w życiu duchowym człowieka, tego, w czym się koncentruje jego zdolność do rozumnego wysiłku moralnego, do tego wysiłku, za którego wykonanie lub niewykonanie jest się odpowiedzialnym. Oznacza ono najwyższe nasze władze duchowe, rozum i wolę i to nie tylko w ich uzdolnieniach przyrodzonych, ale i w tym przeobrażeniu nadprzyrodzonym, jakie wprowadzają do ich działalności łaska i trzy cnoty teologiczne: wiara, nadzieja i miłość. Szczególnie cnota miłości, to nadprzyrodzone stałe usposobienie woli do miłowania Boga nade wszystko i pełnienia Jego służby, ona to szczególnie nadaje terminowi „serce” jego chrześcijańskie znaczenie. Miłość chrześcijańska, nadająca cel sumieniu oświeconemu wiarą – oto chrześcijańskie znaczenie słowa „serce”, wtedy kiedy obejmuje ono całe nasze życie moralne.

Starożytna chrześcijańska firma „serce” nie ukrywała nigdy przed swą klientelą, że te najwyższe funkcje duszy, które reprezentuje, nie są bynajmniej jej własnym wyrobem i że przeto charakteru uczuciowego nie mają: nie starała się ona nigdy obniżać tych wzniosłych czynności do poziomu funkcji uczuciowych, ani ich zbyt od tych ostatnich uzależniać: przeciwnie gorącym jej pragnieniem było zawsze, aby niższe funkcje uczuciowe podnieść do wyższego poziomu, aby je oczyścić, uduchowić i zaprząc do wielkich nadprzyrodzonych celów człowieka. Toteż doczekała się ona wielkiego zaszczytu i szczęścia, że Boskie Serce Zbawiciela i Serce Matki Najświętszej zaczęły otrzymywać należną Im cześć publiczną i to nie tylko jako symbol miłości duchowej, ale i jako organ wszystkich uczuć ludzkich, które w Nich jedynie czyste i nieskalane, wszystkie swe drgnienia na służbę Bogu oddawały.

Niestety jednak w ostatnich wiekach obok tej starej firmy chrześcijańskiej zaczęły się pojawiać nowe firmy nadużywające wyrazu „serce” dla szerzenia zupełnie innego towaru. Pod wpływem sensualizmu, sentymentalizmu i romantyzmu, a w ostatnim rzędzie i materializmu – nieraz może nieświadomego – zaczęły one wysuwać na pierwszy plan naszego życia moralnego i religijnego uczucia i do nich ograniczać znaczenie wyrazu serce, obniżając jednocześnie do ich poziomu zmysłowego i najwyższe nasze czynności duchowe nawet te, które są o charakterze nadprzyrodzonym jak np. miłość chrześcijańska. Wprowadziło to zupełną dezorientację wśród klienteli, która teraz już sama nie wie, co jest uczuciem w ścisłym znaczeniu, a co nim jest tylko w przenośni, jakie są właściwe funkcje serca, a jakie reprezentuje ona tylko na mocy obyczaju językowego.

Z ubolewaniem należy przyznać, że – jak to zwykle bywa – stara i czcigodna firma chrześcijańska nie okazała się dość ruchliwą w obronie swych praw i że przez to straciła sporo najlepszych swej klienteli na rzecz młodych przedsiębiorczych konkurentów, nie przebierających w środkach propagandy. Jak często można spotkać się z największym zadziwieniem, nawet u doskonałych chrześcijan, gdy im się powie, że religia nie jest rzeczą uczucia ale rozumu i woli, lub, że miłość chrześcijańska nie jest funkcją uczuciową, ale funkcją woli.

Wyrazy „serce” i „miłość” zatraciły przeto zupełnie w nowożytnych językach to znaczenie czegoś mocnego, twórczego, nieraz może nawet twardego, gdy zajdzie potrzeba walki o wielkie cele. Znaczenie to ustąpiło miejsca innemu, bardziej biernemu, egoistycznemu, ckliwemu. Kto dziś używa dla oznaczenia dzielnego człowieka wyrażenia: lwie serce? Dla nowożytnego człowieka tak się ma serce do lwa, jak mądrość do osła! A tymczasem w starym chrześcijańskim zrozumieniu tych wyrazów „serce” i „miłość” są właśnie tym, co w człowieku jest najbardziej lwiego tzn. mocnego, twórczego, wspaniałomyślnego i wielkodusznego.

Tym się więc tłumaczy, że dla odróżnienia swych wyrobów od nowożytnych podróbek sentymentalistycznych stara firma chrześcijańska wciąż przypomina publice na swej marce fabrycznej, że: „uczucie jest niczym, wola wszystkim”.

Straszne to pomieszanie pojęć zmusiło nas do tej długiej dygresji wkraczającej już w dziedzinę filozofii. Obawiam się, że jak na gawędę była ona za duża. Całe szczęście, że zasady gawędziarstwa nie są jeszcze ustalone.

Mając jednak mówić o sercu i jego roli w gawędach, nie sposób było nie określić ściślej, co przez ten termin rozumiemy. Ma się rozumieć, że stoimy na gruncie starej doktryny chrześcijańskiej, która przez serce rozumie zespół naszych funkcji psychicznych w dziedzinie moralnej, ujętych w silne karby cnót teologicznych, szczególnie cnoty miłości. Zespół ten obejmuje i czynniki uczuciowe i stara się i ich siłę też zaprząc do wielkich celów człowieka, a jednak nie pozwala, aby one odgrywały pierwszą rolę. Nieraz trzeba iść naprzód rozumem i wolą, choć uczucia milczą, nieraz trzeba nawet im się z całą siłą przeciwstawić, gdy nas pociągają w przeciwnym do obowiązku kierunku, gdy się buntują i wichrzą.

Zastosujmy teraz to wszystko, cośmy o sercu powiedzieli do gawęd: wnet zobaczymy, jak konieczne było ścisłe ustalenie, co przez serce rozumiemy.

Ten ostateczny smak, który serce ma dać gawędzie to nie ma być bynajmniej coś czułostkowego, tkliwego, sentymentalnego, co by zdążało do roztkliwiania słuchaczów i utrzymywania ich w nastroju wzruszenia uczuciowego. Zachowaj Boże. Wcale nie o to chodzi.

Zapewne, że w trakcie gawędy nieraz może się zdarzyć, iż taki nastrój powstanie, ogniki w oczach pokryje jakaś leciutka mgła: „to oczy się pocą”, jak mawiała mała Nelly.

Ale chcieć ciągle albo choćby i częściej taki stan wywołać, i to sztucznymi środkami, byłoby zupełnie chybione i mogłoby wywołać tylko znużenie i nudę. Na tym właśnie polega ta odraza do sztucznego patosu, którą wszyscy odczuwamy. Pochodzi ona stąd, że instynktownie nie lubimy, aby nam ktoś pod dyktando kazał wzbudzać w sobie uczucia i sztucznie utrzymywać je w napięciu, wtedy kiedy one wcale nie mają ochoty samorzutnie w nas powstać.

Jeśli sentymentalny patos, ten sztuczny tragizm lub liryzm, tak często spotykany w przemówieniach, zawsze jest nieznośny i wywołuje nudę, to już w gawędziarstwie zupełnie nie może być tolerowany, podcina on bowiem główne jego podstawy prostotę i szczerość.

Inny zupełnie ton nada gawędzie serce w jego starym chrześcijańskim zrozumieniu. Wola opanowana przez miłość, zagrzewająca do pracy rozum, pamięć i wyobraźnię, podniecająca w pewnej mierze i uczucia, udzieli wtedy wymowie gawędziarza pewnego nastroju zdecydowania do czynu, który się udzieli i słuchaczom. Uczucia są zawsze pierwiastkiem biernym, egoistycznym, ich proces kończy się zawsze w nas samych. Wola, przeciwnie, jest pierwiastkiem czynnym, wyrywającym człowieka z zasklepienia w sobie i prowadzącym go do twórczego realizowania powziętych planów. Lwie serce – to wola zdecydowana do wielkich czynów, do podboju świata.

Każda gawęda winna być do szpiku kości przeniknięta tym tonem męskiej woli czynu, która winna być mocno ugruntowana w sercu gawędziarza tj. w tym co jest w nim najgłębszego i najlepszego. I każda gawęda powinna tak oddziałać na słuchaczy, aby w nich wzbudzić szczerą chęć twórczego wysiłku, każda, tak czy inaczej, winna zawierać, w sobie nakaz do czynu. „Dać rozkaz i siłę z rozkazem”, wedle jędrnej formuły Garczyńskiego, ten tylko potrafi, kto sam umiał swą wolę uzdolnić do czynu i kto następnie umie tę moc, którą w sobie posiada przelać silnym słowem do woli innych. Tego ślamazarny romantyk nie potrafi, do tego potrzeba lwiego serca.

Na dnie każdej przeto gawędy winna brzmieć pobudka do czynu, pobudka do boju o uzyskanie celów, które, nawet gdy są małe, stają się wielkimi, jeśli łączą się z podstawowymi obowiązkami naszego życia.

Z tym podstawowym tonem gawędy jakże harmonijnie łączyć się będą inne tony, tak niezbędne tam, gdzie duch mówi do ducha. Najpierw ton miłości, tej wielkiej miłości chrześcijańskiej, która każe nam zawsze podporządkowywać siebie temu, co w danej dziedzinie jest większe, trwalsze i istotniejsze od naszych ziemskich celów.

Młodzież, która nas słucha, winna wyczuwać w naszym słowie ten ton miłości, nie ckliwej i sentymentalnej, ale mocnej i ofiarnej, gotowej do poświęceń zarówno wielkich, do których wyjątkowo trafiają się w życiu okazje, jak i drobnych, którymi tak łatwo cały dzień wypełnić. Ona winna sobie zdawać sprawę, że ten, co z nią gawędzi, kocha ją tą głęboką miłością chrześcijańską, która każe w bliźnim widzieć obraz i podobieństwo Boże i pragnąć, aby rozkwitł na chwalę Bożą i w tej chwale znalazł własne szczęście. W dziedzinie nadprzyrodzonej należy bliźniego kochać w Bogu i dla Boga, a Boga w bliźnim. W dziedzinie przyrodzonej podobnie można wyrazić stosunek miłości ojczyzny do miłości rodaków. Młodzi nasi słuchacze winni nabrać tego przekonania, że w naszej miłości dla nich łączymy ich zawsze jak z Bogiem, tak z Polską, że kochamy ich dla Polski, której będą mieli kiedyś po nas służyć; że w nich kochamy Polskę, której są nader cennymi cząsteczkami. I gawędy nasze do tego winny zmierzać, aby ich uczynić lepszymi, bardziej godnymi imienia dzieci Bożych i dzieci Polski.

Naturalnym następstwem tej męskiej miłości duchowej, którą gawęda winna być natchniona, będzie ton pogody, radości, powiedzmy nawet humoru.

Radość towarzyszy prawdziwej miłości chrześcijańskiej jak cień postaci, jest ona dla niej tym, czym jest cera dla zdrowia. Kto ma miłość Boga w duszy, ten jest już w posiadaniu największego dobra, i jeśli nie jest w ciągłym nastroju radości, dowodzi, że tego dobra nieskończonego nie ceni dostatecznie, a więc, że go nie dość miłuje. Wolno się smucić złem, które widzimy w sobie lub wokoło nas, ale smutek ten nie może być większy od radości z posiadania w sobie dobra, stokroć większego i potężniejszego od tych dóbr, których brak nas martwi.

Ten nastrój radości chrześcijańskiej winien przebijać w życiu i pod tym względem ósme prawo harcerskie z najczystszego źródła natchnienia chrześcijańskiego wytryska. Gdyby harcerstwo to jedno przyniosło Polsce, iżby nas nauczyło utrzymywać ducha w ciągłej pogodzie nawet w najgorszych przeciwnościach, to już oddałoby naszej psychice narodowej, tak skłonnej do depresji i narzekania, nieocenioną usługę.

I gawędy harcerskie winny być przeto zawsze zaprawione radością i pogodą i posolone solą attycką humoru. Humor a nie patos winien być ich dominującą nutą. Gawęda, w czasie której słuchacze choć raz się porządnie nie roześmiali, jest gawędą nieudaną.

Patos, tak charakterystyczny dla sentymentalizmu, jest stanem naprężenia. Trzeba go umieć od czasu do czasu wywołać, ale przeciągnąć go nie można pod groźbą znużenia i znudzenia. Podstawową nutą wychowania patos w żaden sposób być nie może.

Humor, przeciwnie, jako przejaw radości spowodowanej osiągnięciem celu, jest stanem rozprężenia, ukojenia i jako taki doskonale nadaje się, aby być zasadniczym tonem wychowania, a więc i gawędzenia. Dopiero na jego podłożu można od czasu do czasu mocniej lub słabiej dotknąć struny patetycznej, wtedy zabrzmi ona szczerym dźwiękiem.

Nastrój humoru czyni umysł bardziej podatnym do wchłaniania cudzych myśli, cudzych uwag, nawet i napomnień. O ile łatwiej przyjąć napomnienie, gdy zrobione jest w swobodnej formie żartu.

Ot scena wzięta z życia: w obozie, przy ognisku po wesołych śpiewach odśpiewano, stojąc na baczność, „Rotę” i „Wszystkie nasze dzienne sprawy”, poczym miano się udać na spoczynek w milczeniu. Ale rozbawiona młodzież jeszcze zaczęła coś wesołego nucić. Na to komendant obozu: „Chłopcy, to tak, jakby ktoś po czarnej kawie znowu zaczął jeść śledzia”. To wystarczyło i po krótkim śmiechu zapanowało milczenie.

Trzeba koniecznie, aby gawędziarz dojrzał w oczach swych słuchaczy odblask radości: ogniki, które się tam zapalają, winny mieć od czasu do czasu odcień figlarny, dowodzący, że to, co słyszą, wywołuje radość.

Dodajmy, że i pamięć lepiej przechowuje to, co łączy się z nastrojem radości. O wiele lepiej pamiętamy to, co nas zabawiło, niż to, co znużyło, stąd nauczanie w tonie radosnym dużo trwalsze daje rezultaty. Czujemy się wprost pociągnięci do robienia tego, o czym z radością słuchamy, wydaje się nam ono łatwiejsze przez to samo, że nam radość sprawia. Dlatego też i ten ton radości, wypływający z miłości staje się jedną więcej podnietą do czynu, do przemożenia biernego bezwładu i przejścia do twórczego wysiłku.

Oto jak się przedstawia trzeci warunek dobrego gawędzenia: mieć lwie serce w piersi. To znaczy, że trzeba mieć wszystkie swe funkcje psychiczne ujęte w karby miłości na to, aby tą miłością czynną i radosną natchnąć swe słowo. Wtedy dopiero to słowo będzie głęboko zapadać w dusze słuchaczy i powoli zacznie w nich rzeźbić podstawy silnych charakterów. Będzie ono w nich budzić pragnienie mocnego i trwałego chcenia, które tylko własnym wysiłkiem wewnętrznym można wywołać i utrwalić.

Z takich słuchaczy z czasem będą ludzie, którzy i „zechcą chcieć i będą umieć chcieć”. Zapewne, że same gawędy im tego nie dadzą, gdyż ta moc woli zależy od wielu innych czynników; ale wzbudzą one w nich pożądanie tej mocy, jeśli same będą nią natchnione, jeśli słuchacze będą sobie intuicyjnie zdawać sprawę, że ten, co z nimi gawędzi sam „chce chcieć i umieć chcieć”, że żywi w piersi to, co jest ogniskiem czynu – lwie serce.

Czytaj więcej

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Nowości