Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów“.
Stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez proroka: „Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy «Bóg z nami»“.
Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie.
Ona: Piękna, młoda dziewczyna z dobrego domu. On: wbrew powszechnej opinii młody chłopak mający fach w ręku. Mówili o nim „dobra partia“. Może spotkali się przez przypadek? A może Ktoś im pomógł? Może zobaczył ją przy studni albo ona jego w warsztacie. Zawstydziła się, uśmiechała.
W końcu Bóg spojrzał na tę miłość i wiedział, że ona ochroni Jego Syna.
Józef pewnie organizował dom. Śnił przyszłość ze swoją Miriam. I nagle zimny prysznic. Pytania i bezsenne noce.
Jak to możliwe? Moja Miriam? Ta dobra, piękna dziewczyna? Zdradziła?
Nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na bok.
Co teraz?
Za zdradę groziła śmierć, a przecież on był człowiekiem prawym.
Wpadł więc na pomysł, skłamie. Oddali ją. Nikt już jej nie zechce, ale uratuje jej honor i życie.
Podjął decyzję. Pytania jednak nie chciały odejść. Przecież ona nadal patrzy mu prosto w oczy. Przecież jest nadal piękna, a człowiek po grzechu, jak Kain, ma ponurą twarz. Cieśla, przyzwyczajony do heblowania desek, nie rozumiał.
W końcu zmęczony, zasypia.
A Bóg, jak zawsze w tych adwentowych historiach, spóźnia się. Przychodzi kiedy człowiek już nie ma pomysłu na życie. Przychodzi pośród koszmarnych nocy bezsilności. I wtedy Józef słyszy to, co inni adwentowi bohaterowie „nie bój się“. Bądź wierny i otocz opieką Maryję. Naucz dziecko, które ona nosi co znaczy być człowiekiem. Naucz go poznawać drewno, naucz go kochać drewno…
I choć wydaje się, że ta historia zamknęła się w tym miejscu, to ewangelista piszę zdanie najbardziej wstrząsające. „Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański“.
Żadnych pytań, zero komentarza. Całkowite zaufanie. Człowiek pełen pytań i podejrzeń słyszy głos Boga, wstaje ze snu i robi o co On go prosił.
Tak sobie myślę. Ile małżeństw można było uratować gdyby mąż i żona potrafili tak się w Boga zapatrzeć? Ile dzieci można było uratować? A ilu mężów, mężczyzn i ojców zwyczajnie śpi? Ilu trwa jakby w „alternatywnej rzeczywistości“? Pogrążeni w koszmarze własnych myśli, planów. Nie pytając Boga, lub nie godząc się, aby to Bóg wskazał drogę. Bo to oznacza to często zmianę planów. Odpowiedzi, których nie chcemy usłyszeć.
Ilu mężów nie potrafi konkretnie kochać tak, aby obronić swoje żony i dzieci. I nie chodzi tu o fizyczną obronę. Nie mówicie proszę, że walczycie o swoją rodzinę, gdy zamiast modlić się razem wieczorem z rodziną, oglądacie telewizję. Jeśli wychodzące do szkoły dziecko potraficie zapytać czy zabrało drugie śniadanie, ale nie potraficie uczynić mu znaku krzyża na czole. Pytam o to często w konfesjonale, was mężów. Czy modlisz się za swoją żonę i dzieci? Czasem odpowiadacie, że tak. Pytam więc potem: a czy modlisz się ze swoją żoną i dziećmi? I z tym pytaniem was zostawię mężowie, ojcowie, mężczyźni. Niech to pozostanie tajemnicą konfesjonału…
Święty Józef to patron miłości pięknej, czystej, konkretnej. Przede wszystkim jednak to człowiek zapatrzony w Boga.
I może na końcu tego adwentu trzeba siebie zapytać o takie zapatrzenie w Boga w naszych rodzinach.
Amen.
źródło: http://zapiskipariasa.pl/