Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy i zgodnie z drugą prawdą wiary – „za dobre wynagradza, a za złe karze.” Żyją jeszcze ludzie pamiętający kampanię poprzedzającą referendum w sprawie Anschlussu Polski do Unii Europejskiej w roku 2003. Wśród agitujących za Anschlussem wyróżniło się dwóch przedstawicieli wyższego duchowieństwa: mój faworyt, JE abp Józef Życiński, w swoim czasie – oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody” zarejestrowany przez SB w charakterze tajnego współpracownika o ambitnym pseudonimie „Filozof” oraz JE bp Tadeusz Pieronek. Podstawowym argumentem wysuwanym przez mego faworyta, nieboszczyka Ekscelencję, była konieczność ewangelizowania zlaicyzowanej Europy Zachodniej. Żeby ta ewangelizacja była możliwa, Polska powinna zostać przyłączona do UE. Argument ten jakoś nie przemawiał mi do przekonania i zwracałem uwagę, że Kościół polski prowadzi intensywną działalność misyjną w Europie Wschodniej, zwłaszcza w państwach zajmujących terytoria leżące ongiś w obrębie Rzeczypospolitej – ale nikomu nie przychodzi do głowy, by gwoli sprawniejszego ewangelizowania przyłączyć Polskę do Wspólnoty Niepodległych Państw.
Z kolei JE br Tadeusz Pieronek próbował konfundować przeciwników Anschlussu Polski do UE alternatywą, że „jak nie UE, to Białoruś, a może nawet Władywostok”. Wydawało mi się i wtedy i teraz, że to fałszywa alternatywa, bo na przykład taka Szwajcaria nie należy do UE, bo nie chce, ale nikomu nie przyszłoby do głowy ekspediować Szwajcarię na Białoruś, czy do Władywostoku. Ówcześni moi polemiści powiadali, że aaa, Szwajcaria, to co innego; to bogaty kraj, który nie musi nigdzie należeć. Odpowiadałem na to, że Szwajcaria nie jest bogata dlatego, że się gdzieś zapisała, tylko dlatego, że się dobrze rządzi. Spróbujmy tedy rządzić się tak samo, jak oni, a nie róbmy sobie złudzeń, że oto Unia Europejska sypnie złotem i znowu będzie jak za Gierka. Pamiętałem bowiem również i dzisiaj aktualną radę Miltona Friedmana, który w roku 1990 perswadował parlamentarzystom Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, że Polska nie może naśladować bogatych krajów zachodnich, bo nie jest bogatym krajem zachodnim. Polska – dowodził M. Friedman – powinna naśladować rozwiązania, jakie bogate kraje zachodnie stosowały u siebie, kiedy były takie biedne, jak Polska. Oczywiście nikt tej rady nie posłuchał, bo Umiłowani Przywódcy już wtedy gotowi byli sprzedać naszą biedną ojczyznę za każdą ilość srebrników, byle tylko załapać się na unijne synekury.
Taka np. grafinia („żyli w pałacu hrabia z hrabinią, on zwał się Rodryg, ona Franczeska…”) Rózia Thun (nee Woźniakowska, ze świętej krakowskiej familii Woźniakowskich) wyłaziła ze skóry stręcząc tubylcom Anschluss, a zaraz po Anschlussie okazało się, że jednym susem przeskoczyła na tamtą stronę, jako dyrektor przedstawicielstwa UE na Polskę. Otóż Unia Europejska uniemożliwia Polsce zastosowanie się do rady Miltona Friedmana, forsując u nas tzw. „standardy”, to znaczy – zmuszając Polskę do niewolniczego naśladowania bogatych krajów zachodnich. Wpycha to nasz nieszczęśliwy kraj w kolonialną zależność od państw poważnych, no i przede wszystkim – od lichwiarskiej międzynarodówki, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Wróćmy jednak a nos moutons, to znaczy – do sprawy ewangelizowania zlaicyzowanej Europy Zachodniej. Właśnie JE abp Henryk Hoser zauważył, że Kościół w Polsce „zdradził Jana Pawła II”. Być może to prawda, chociaż wymagałoby uściślenia, kto konkretnie Jana Pawła II „zdradził”. Kościół bowiem obejmuje duchowieństwo i katolików świeckich, którzy w kwestii nauczania, podobnie jak w kwestiach duszpasterskich nie mają nic, albo prawie nic do gadania, więc ani „zdradzić”, ani nie zdradzić nikogo nie mogą. Jeśli zatem ktokolwiek „zdradził”, to musiało to zrobić duchowieństwo, a przynajmniej jego część. Która? Ano chyba ta, która decyduje zarówno o „nauczaniu” jak i „duszpasterstwie”. Przypomina mi się dyskusja, jaką w Myszczynie prowadził z Jego Ekscelencją abp Hoserem kolega Terlikowski. Używając terminologii wojskowej zwrócił uwagę, że kościelni „generałowie” jakoś nie mogą połączyć się z kościelnymi „kapralami”, tylko tak jedni wokół drugich krążą. Odniosłem wrażenie, że może to być jakaś przymówka o zwiększenie żołdu dla „kaprali”, ale kiedy również publiczność mogła zabrać głos, pozostając przy militarnej retoryce zauważyłem, iż nawet ewentualne połączenie „generałów” z „kapralami” jeszcze nie daje gwarancji zwycięstwa. Żeby zwyciężyć, trzeba bowiem najpierw określić i zlokalizować wroga, a potem na niego uderzyć i go pokonać, to znaczy – zlikwidować, albo przynajmniej doprowadzić do stanu bezbronności. A ponieważ każde wystąpienie miało kończyć się pytaniem, zapytałem – czy znamy wroga, Ekscelencjo? – na co JE abp Hoser odpowiedział: oczywiście! To szatan!
Ale jeśli nawet, to przecież Szatan we własnej straszliwej postaci nie podyktował Radzie Europy Konwencji o zwalczaniu przemocy wobec kobiet, ani nie przeforsował jej w Sejmie głosami Platformy Obywatelskiej, Polskiego Stronnictwa Ludowego, Sojuszu Lewicy Demokratycznej i dziwnie osobliwej trzódki biłgorajskiego filozofa, właśnie recypował do polskiego systemu prawnego. Musiał w tym celu posługiwać się rozmaitymi ludźmi, a nawet środowiskami, jak na przykład w naszym nieszczęśliwym kraju – polskojęzyczną wspólnotą rozbójniczą, tym rozwnuczonym potomstwem żydokomuny i ubowców, z którym tradycyjny naród polski od 1944 roku musi dzielić terytorium państwowe. Co w takim razie z pomocnikami Szatana, stanowiącymi przecież jego wojsko? Czy mamy z nimi walczyć, czy też prowadzić „dialog” to znaczy – za pośrednictwem Wybitnych Przedstawicieli pić im z dzióbków na ekumenicznych sympozjonach, po czym protestować przeciwko rozmaitym konwencjom?
Jeśli JE abp. Henryk Hoser ma rację i „Kościół” rzeczywiście „zdradził” Jana Pawła II, to oczywiście bardzo niedobrze. Ale jeszcze gorzej byłoby, gdyby „Kościół” – cokolwiek by to miało znaczyć – „zdradził” Pana Jezusa, nieprawdaż? A wykluczyć tego nie można, bo np. Pan Jezus rozsyłając Apostołów nakazał im iść i nauczać WSZYSTKIE narody. Tymczasem sam słyszałem, jak resortowa „Stokrotka” przesłuchując JE bpa Tadeusza Pieronka zapytała go, czy należy ewangelizować Żydów. Ekscelencja najpierw próbował udzielić odpowiedzi wymijającej, ale gdy „Stokrotka” naciskała, odparł, że niekoniecznie, dając do zrozumienia, że Żydzi mają własną, szybką ścieżkę zbawienia. Oznacza to, zrywamy z zoologicznym fundamentalizmem Pana Jezusa i będziemy nauczali już tylko NIEKTÓRE narody. Przedstawiciele tych narodów dają heroiczne dowody przywiązania do nauki Chrystusowej, jak owa Pakistanka Asia Bibi, skazana na śmierć za uwagę, iż Jezus Chrystus umarł za grzechy świata, podczas gdy Mahomet tego nie zrobił. A u nas w białą szatę męczeńską próbuje drapować się JE abp Stanisław Wielgus.
Stanisław Michalkiewicz