Na tydzień przed Wigilią mieszkanki miasta zaopatrywały się suto w jaja, masło i mleko. Każdy dom miał swoją niewiastę ze wsi, która przyjeżdżała z towarem i roznosiła go po mieszkaniach. Świeżutkie masło, jaja – bez tego nie można było zabrać się do wypieku ciasta.
A ciast się wtedy piekło dużo. Gospodynie zamawiały u piekarzy gorący piec i zanosiły blachy placków posypanych kruszonką. Piekarzy w przedwojennych Chojnicach było kilkunastu.. Moja mama chodziła do Grzybowskiego z Gdańskiej i cieszył się dużym powodzeniem. Nie przypalił ani jednej blachy.
Na kilka dni przed Gwiazdką należało pomyśleć o choince. Oczywiście naturalnej, nikt nie słyszał wtedy o sztucznej. Porządna, wysoka choinka kosztowała przed wojną 2 złote. Zielone drzewka sprzedawano na placach węglowych i w okolicach kuźni. Do nas, dzieci, należało ubranie choinki, toteż przed świętami każdy wolny wieczór poświęcaliśmy na klejenie łańcuchów z kolorowego papieru i zabawek ze słomy. Na koniec mama dorzucała zapasy z domowej spiżarni: czerwone małe jabłuszka i włoskie orzechy. Tak wystrojone drzewko stało w pokoju i czekało na pierwszą gwiazdkę, podobnie jak my. Kiedy w wigilię ukazywała się na niebie, mama zapalała na choince gęsto rozmieszczone świeczki.
Zaczynała się wieczerza wigilijna. Każdy dom, nawet mniej zamożny, starał się, by na stole znalazło się minimum 9 potraw. Najbliżsi składali sobie życzenia, wszyscy byli mili i serdeczni. A my, dzieciaki, czekaliśmy, aby kolacja dobiegła jak najszybciej końca. Chodziło oczywiście o prezenty. Na sygnał dany przez rodziców rzucaliśmy się pod pachnące drzewko i drżącymi rękoma odpakowywaliśmy prezenty. Podarunki były bardzo praktyczne: ciepły szalik, wełniany sweter, skarpety. Ze wszystkich bardzo się cieszyliśmy. Nie do pomyślenia było zrobić skrzywioną minę, to przecież rodzice nam je podarowali. A matce i ojcu należał się przed wojną najwyższy szacunek.
O północy szliśmy na pasterkę do kościoła farnego. Po drodze mijaliśmy kolędników, którzy śpiewali na całe gardło. Rekrutowali się z biedniejszych rodzin, a święta były okazją do zarobku. Pamiętam, że ludzie chętnie dawali im po parę grosików.
za: http://www.historiachojnic.pl/artykuly/materialy/Lata-miedzywojenne/107/cicha-noc-swieta-noc-