Po wtóre, pytając o Boga, ja, ktoś skończony, pytam o Kogoś aktualnie nieskończonego. Zatem jeżeli nawet nie wiem, czy Ktoś taki istnieje, ażeby osiągnąć przynajmniej pozór proporcjonalności między moim pytaniem a przedmiotem pytania, muszę starać się o to, by mojemu pytaniu nadawać – w miarę moich możliwości – kształt całoosobowego zaangażowania.
Po trzecie: Pytając o Boga, pytam o Kogoś tak absolutnie osobowego, że nie ma w Nim nawet cienia przedmiotowości (tzn. nie ma w Nim tego, co scholastyka określała jako patibilitas, podatność na doznania). Zatem mogę Go poznać tylko w takim stopniu, w jakim On zechce się przede mną odsłonić (poprzez stworzony przez Siebie świat, poprzez Objawienie, w mojej modlitwie itd.). Innymi słowy: jeśli ja naprawdę chcę poznać Boga, muszę rzetelnie zabiegać o to, żeby On raczył mi dać się poznać; muszę dać Mu dowody, że mi na Nim zależy.
Po czwarte: Pytanie o Boga jest pytaniem o Tego, który jest Celem ostatecznym wszystkiego, co istnieje, również Celem ostatecznym mojego życia. Nawet jeśli nie wiem, czy On istnieje, pytając o Boga, pytam o Kogoś, kto jeśli istnieje, to jest Celem ostatecznym mojego życia. Zatem, kto pyta o Boga na przykład ze zwykłej ciekawości poznawczej (tak jak astronomowie XIX-wieczni pytali o ostatnią planetę w układzie słonecznym), czy ktoś taki istnieje, zachowuje się w sposób niepoważny, bo tylko udaje, że pyta o Boga. O Boga trzeba pytać – powtórzmy to po raz czwarty – całym sobą, całą swoją życiową postawą.
Boga prawdziwego nie da się zamknąć w naszych poglądach, wierzeniach ani przekonaniach
Radykalna inność chrześcijańskiego pojmowania Boga w stosunku do religijnych wyobrażeń pogan ujawniła się szczególnie podczas prześladowań za wiarę. Sędziowie wykonujący cesarskie reskrypty prześladowcze nieraz podpowiadali podsądnym chrześcijanom, że przecież nikt im nie broni wierzyć sobie w swojego Boga czy Chrystusa, bo żąda się od nich tylko tego, żeby wzięli udział w kulcie państwowym. „Cóż w tym złego – pyta sędzia męczennika Polikarpa (+ 156) – złożyć ofiary [bogom], spełnić inne rzeczy z tym związane i w ten sposób ratować swe życie?”[2]. „Któż wam broni – podpowiada tolerancyjnie prefekt aresztowanemu biskupowi Aleksandrii, Dionizemu (+ 265)– czcić waszego Boga, jeśli Go za Boga uważacie, razem z bogami, których znają wszyscy?”[3]. A przecież nasza wiara w Boga w ogóle nie miałaby sensu, gdyby była skierowana do jakiegoś boga zamkniętego w naszych poglądach, wierzeniach czy przekonaniach.
Apostoł Paweł napisał kiedyś, że gdyby Chrystus faktycznie nie zmartwychwstał, to my, głosząc Jego zmartwychwstanie ciężko obrażalibyśmy Boga, świadcząc fałszywie, że On z martwych wskrzesił Chrystusa (por. 1 Kor 15,15). Analogicznie byłoby to straszliwą obrazą naszej ludzkiej godności, gdybyśmy chcieli naszymi poglądami powołać do istnienia Boga, który w rzeczywistości w ogóle nie istnieje. Rzecz w tym, że Bóg istnieje naprawdę. Co więcej, On „jest blisko wszystkich, którzy Go wzywają, wszystkich wzywających Go szczerze” (Ps 145,18). Owszem, On „mieszka w światłości niedostępnej” (1 Tm 6,16) i „nie mogą Go objąć niebo i niebiosa najwyższe” (1 Krl 8,27), ale zarazem On „mnie przenika i zna, On wie, kiedy siadam i wstaję. On przenika moje zamysły, widzi moje działanie i mój spoczynek i wszystkie moje drogi są Mu znane” (Ps 139,1-3).
Szczególnie ważnym sposobem szukania Boga jest uważne wsłuchiwanie się w to, co On sam chce nam powiedzieć. Otóż Boga słucha się znacznie inaczej niż człowieka. Bóg jest przecież wszechobecny i wszystko podtrzymuje w istnieniu, od Boga nieustannie otrzymujemy całych siebie i jest On, jak to sformułował św. Augustyn, intimior intimo meo, bliższy mi niż ja sam sobie. Zarazem Bóg jest transcendentny wobec każdego miejsca i wobec największej nawet doskonałości stworzonej. Wynika stąd, że wszystko – ja sam, moi bliźni i cały świat – jest przepełnione głosem Bożym, a zarazem że Bóg mówi do nas zawsze jakby więcej, niż nawet najlepsi spośród nas są w stanie usłyszeć. Bóg przemawia do nas zarówno jako nieustannie działająca Opatrzność, jak przez księgę natury i głos sumienia. Zarazem choćbyśmy byli bezgrzeszni i najdoskonalsi, nie bylibyśmy w stanie usłyszeć głosu Bożego do końca. W każdym świadectwie Bożej Opatrzności i w każdym Bożym przykazaniu jest coś niezgłębionego: głos ten płynie bowiem od nieskończonego Boga.
Szczytem Bożej mowy do człowieka jest objawienie zbawcze, zwłaszcza to, które ostatecznie dokonało się w Jezusie Chrystusie: „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna” (Hbr 1,1-2). W tym miejscu warto postawić sobie pytanie następujące: Jak wiadomo, prawda o trójjedyności Boga została nam objawiona dopiero w Nowym Testamencie. Chociaż Stary Testament często prześwituje tą prawdą, to jednak wprost prawda ta w Starym Testamencie nie była jeszcze objawiona. Dlaczego? Dlaczego Bóg zwlekał z objawieniem tej prawdy, że jest On Ojcem i Synem i Duchem Świętym?