piątek, 29 marca, 2024

Niepokonani (cz.4) – bitwa pod Wiłkomierzem i zakończenie wojny

Share

Stefan Czesław Anders

Bilans wojen

Wojna polsko-krzyżacka rozpoczęta w roku 1409 tak naprawdę skończyła się II pokojem toruńskim w roku 1466 (pierwszy był właściwie rozejmem zawartym w roku 1411) po tak zwanej wojnie 13 letniej, już w czasie panowania Króla Polski Kazimierza IV Jagiellończyka, drugiego syna Króla Jagiełły. Walki za panowania Króla Władysława II Jagiełły zakończył pokój brzeski podpisany w grudniu 1435 roku. Od tego momentu panowało pokojowe „intermezzo” aż do roku 1454. Te prawie 20 lat pokoju ówcześni politycy polscy wykorzystali znakomicie. Właśnie wtedy zlikwidowano problem strategicznego okrążenia Polski i definitywnie usunięto, ku zadowoleniu samych Madziarów, proniemiecką dynastię z Węgier. Fakt, że wskutek śmierci Władysława III Warneńczyka dynastia Jagiellonów chwilowo nie utrzymała się na węgierskim tronie w niczym nie zmieniał sukcesu „euro-strategicznego”. Warunki do finalnej rozprawy z Krzyżakami nareszcie powstały.

Na chwilę wróćmy do Węgier. Zygmunt z Luksemburga jako król Węgier bez skrupułów wykorzystywał olbrzymi potencjał państwa węgierskiego dla własnych celów będących w gruncie rzeczy zawsze celami polityki niemieckiej. Realizując niemieckie cele za węgierskie pieniądze doprowadził Królestwo Św. Stefana (Węgry) do granicy ruiny finansowej i gospodarczej. W ten sposób położył podwaliny pod zbliżający się milowymi krokami rozbiór tego olbrzymiego kraju. Warto zauważyć, że Niemcy nie tylko doprowadzili do upadku Węgier ale zafundowali również Rzeczpospolitej minę w postaci Kozaków Zaporoskich, których powstania rozpoczęły proces rozkładu naszego kraju. Jednak na temat kozackiej miny trzeba dopiero przygotować odpowiedni artykuł.

Dla zrozumienia celów ówczesnej polskiej polityki dobrze jest przypomnieć warunki głównych traktatów pokojowych. Pierwszego z roku 1435 podpisanego w Brześciu Kujawskim i drugiego z 1466 roku podpisanego w Toruniu. Dokument kończący zaciętą wojnę z lat 1431÷1435, tzw. pokój brzeski, wywołał gniewną furię w Niemczech. Warunki tego traktatu oraz fakt, że Krzyżacy musieli go przyjąć są zupełnie niezrozumiałe bez wiedzy o kluczowej dla tej wojny bitwie pod Wiłkomierzem. Bitwa ta była bowiem zwycięstwem porównywalnym z grunwaldzkim, a w starciu poległ Wielki Mistrz inflanckiej gałęzi Zakonu Franke von Kerskorff, a także nieomal wszyscy komturowie i rycerze zakonni. Jednak o tym za moment.

Cóż więc takiego stanowił traktat pokojowy zawarty w Brześciu Kujawskim? Otóż Krzyżacy musieli uznać wszystkie wcześniejsze zdobycze Polski i Litwy. Żmudź, Ziemia Dobrzyńska i w całości Ziemia Chełmińska stały się nienegowalną „wieczną” własnością Litwy i Polski. Po Bitwie pod Wiłkomierzem inflancka gałąź Zakonu Krzyżackiego oficjalnie ogłosiła zerwanie z głównym pniem Zakonu ze stolicą w Malborku i utworzenie odrębnego państwa ze stolicą w Rydze. Do roku 1435 obie części Zakonu prowadziły wspólną politykę i dążyły do połączenia swoich posiadłości kosztem litewskiej Żmudzi. Cała dzisiejsza Łotwa i Estonia definitywnie odpadły od Wielkiego Mistrza z Marienburga (jak krzyżacy nazywali Malbork).

Polska polityka od roku 1411 dążyła do zerwania więzów między dwiema gałęziami Zakonu. W 1435 roku nasze dążenia zostały uwieńczone sukcesem. W podpisywanym traktacie brzeskim Krzyżacy musieli ten stan rzeczy prawnie uznać i zrzec się wszelkich pretensji. W 1435 roku powierzchnia państwa krzyżackiego stanowiła tylko 40% jego dawnego terytorium. Państwo to było rzecz jasna nadal pod opieką cesarza niemieckiego i miało status lenna cesarskiego, jednak mimo to Wielki Mistrz musiał uznać, że jego państwo w nowych granicach ma od teraz w całości „nowego zwierzchnika i opiekuna” w postaci … króla Polski! Na żadanie Polaków musiał dopuścić do podpisywania traktatu przedstawicieli „stanów pruskich”, czyli duchowieństwa, rycerstwa i mieszczaństwa, oraz uznać, że król Polski będzie gwarantem ich praw. Prawa „stanów pruskich” musiał przyjąć tak, jak mu Polacy podyktowali. W tej sytuacji król Polski stawał się arbitrem w sporach pomiedzy władzami krzyżackimi, a ludnością krzyżackiego państwa! Tym sposobem – formalnie nie zrywając więzi z Cesarstwem Niemiec – Krzyżacy musieli przystać na to, że od teraz mają także nowego „suwerena”, a jego kompetencje znacznie przewyższają cesarskie! Nie dziwmy się więc wściekłości, jaka zapanowała na dworze Cesarza Niemiec Zygmunta z Luksemburga i w całych Niemczech! Tak podpisany traktat był po prostu prawniczym majstersztykiem i wstępem do aneksji ziem Zakonu w całości. Cesarz akurat w tym momencie historii był bezsilny i nie mógł wesprzeć Krzyżaków. Właśnie prowadził mordercze walki z Husytami o panowanie na czeskim tronie, który ostatecznie udało mu się zdobyć w 1436 roku. Tymczasem w 1435 roku krzyżackie siły zbrojne po prostu fizycznie nie istniały. Oddziały „malborskich” Krzyżaków zostały zniszczone w zaciętej bitwie pod Dąbkami (warto odnotować, że w bitwie tej po stronie polskiej walczyła głównie chłopska piechota), zaś Krzyżaków „inflanckich” zmasakrowały wojska polsko-litewskie pod Wiłkomierzem. Pozbawieni cesarskiego wsparcia i własnej armii Krzyżacy musieli przystać na trudne do przełknięcia warunki pokoju w brzeskiego.

Horror z lat 1430-1435

Dodajmy, że do wojny z Polską w 1431 roku pchnął Krzyżaków nie kto inny jak „miłujący” Polaków cesarz Zygmunt. Chciał w ten sposób ułatwić na Litwie robotę zdrajcy Świdrygiełły, który w roku 1430 przejął w drodze zamachu stanu władzę Wielkiego Księcia po śmierci Witolda. Świdrygiełło był przeciwnikiem Unii Polsko-Litewskiej, którą zaraz po przejęciu władzy zerwał, oddał Krzyżakom Żmudź, a nawet wypowiedział Polsce wojnę! W latach 1430÷1435 Polacy prowadzili niejako dwie równoległe wojny, jedną z Zakonem, a drugą o odzyskanie wpływów na Litwie. Bitwa pod Wiłkomierzem była ostatnim i rozstrzygającym akordem tej wojny.

Wcześniej król Jagiełło zainspirował w Wilnie kontr-zamach stanu, który wyniósł do władzy księcia Zygmunta Kiejstutowicza. Świdrygiełło wspomagany przez Krzyżaków próbował wówczas walki z centralnych i południowych prowincji przeogromnego państwa przy okazji buntując przeciwko własnej rodzinie tzw. ruskich kniaziów, czyli dumnych potomków skandynawskich Wikingów, którym bardzo nie w smak była zależność od Wilna. Gdy główne siły polskie walczyły z oddziałami Świdrygiełły na Wołyniu (zakończona sukcesem Polaków bitwa pod Łuckiem) na ziemie Wielkopolski i Kujaw spadł niespodziewany najazd krzyżacki w roku 1431! Któż przypuszczał, że ten ostatni najazd skończy się masakrą Krzyżaków pod Dąbkami koło Nakła? Wobec braku głównych polskich sił najeźdźców pokonało w 1431 roku pospolite ruszenie rycerstwa i chłopstwa. Dzięki temu sukcesowi Polska okaże się krajem zdolnym wygrywać jednocześnie na dwóch frontach.

Po bitwie pod Dąbkami Polacy zajęli się pustoszeniem państwa „malborskiego” i równoległe wypieranie z Litwy Świdrygiełły. W tym ostatnim zadaniu ogromnie pomógł bunt wspomnianych „ruskich kniaziów” przeciwko Świdrygielle. Woleli, jak już wspominaliśmy, króla Jagiełłę i sojusz z Polską. Dodajmy, że konieczność prowadzenia wojny na dwóch frontach spowodowała taktyczny sojusz z czeskimi Husytami, którzy do łupieżczych wypraw zawsze przystępowali z entuzjazmem. W tej wojnie łupili Krzyżaków, ale kilka lat wcześniej z równą swobodą najeżdżali na Śląsk i przygraniczne ziemie Królestwa Polski w tym na Częstochowę. Jednak w 1433 razem z Polakami dotarli do Bałtyku. Był to jeden z nielicznych momentów w historii gdy Polacy i Czesi byli w skutecznym sojuszu.

Finalny bilans

Wspomnieliśmy o zupelnie nowej sytuacji krzyżackiego państwa na mocy traktatu brzeskiego w z grudnia roku 1435. Faktycznie na mocy tegoż paktu, państwo krzyżackie spadło do roli państw drugorzędnych w Europie. Niezmiernie ciekawe jest przypomnienie w tym momencie kolejnego kluczowego traktatu pokojowego z krzyżakami – pokoju toruńskiego. Ten ostatni, zawarty w 1466 roku stanowił o powrocie do Polski całego Pomorza Gdańskiego oraz przyłączeniu do Korony Polskiej Ziemi Warmińskiej. Warmia nigdy wcześniej do Polski nie należała. Państwo krzyżackie przyjęło kształt swego rodzaju półksiężyca, nieomal rozcinanego na dwie połówki poprzez właśnie wspomnianą Ziemię Warmińską (prowincja miała bardzo strategiczne położenie). W ten sposób granice krzyżackiego państwa stały się naprawdę trudne do obrony. W stosunku do powierzchni państwa zakonnego z 1409 roku nowe granice nie stanowiły nawet 16% dawnego obszaru! Z pięciu najbardziej dochodowych miast kontrolujących szlaki wodne obsługujące międzynarodowy handel w dorzeczach rzek o znaczeniu europejskim przy Krzyżakach pozostało jedno, w tym najmniej ważne – miasto Królewiec , obsługujące najmniejszą rzekę – Niemen. Trzy najbogatsze miasta (Gdańsk, Elbląg, Toruń) przypadły Polsce, jedno (Ryga) było stolicą samodzielnego państwa. Dochody budżetu krzyżackiego nie stanowiły nawet 5% dawnych dochodów z roku 1409. W dodatku Krzyżacy musieli uznać, że ustanowione dla nich nowe granice są utworzeniem zupełnie nowego państwa, a ich dawny kraj w rozumieniu prawnym przestawał istnieć. To nowe państwo będzie wyłącznie lennem Polski zobowiązanym także do corocznej pieniężnej daniny lennej, posiłków wojennych na każde żądanie króla Polski, etc. Władca Polski stawał się – tak jak w traktacie brzeskim – opiekunem „stanów pruskich” i gwarantem ich praw. Mógł ingerować w wewnętrzne sprawy zakonnego państwa praktycznie kiedy tylko chciał i jak chciał. Państwo krzyżackie – lenno Cesarstwa Niemiec – definitywnie przestało istnieć. Ten stan rzeczy podkreślała zmiana stolicy, dumny Malbork został siedzibą … polskiego starosty! Natomiast Wielki Mistrz musiał wynieść się do Królewca!

Polacy w końcu zdobyli doskonale ufortyfikowany Malbork. Zdobyli bardzo starą techniką wymyśloną już przez Aleksandra Macedońskiego. Zwała sie ona „metodą na osiołka”. Król Hellenów miał zwyczaj mawiać, że nie ma takiej twierdzy, której bram nie otworzyłby osioł obładowany złotem. Król Kazimierz zaproponował załodze Malborka wypłatę żołdu z dwóch lat, z którym to żołdem, od tychże dwóch lat, zalegali im Krzyżacy – i załoga sama otworzyła bramy niemożliwej do zdobycia twierdzy.

Nowe państwo krzyżackie z 1466 roku było w rozumieniu ówczesnej Europy krajem co najwyżej trzeciorzędnym. Takie ziemie jak lenne wobec Polski Księstwo Mazowieckie czy Księstwo Mołdawii miały znacznie większy obszar i więcej siły militarnej, czytaj przynosiły wyższe dochody.

Bilans bilansu

Tak naprawdę dopiero te fakty pokazują opcję polityczno-wojskową, jaką realizował król Jagiełło, a dokończył jego syn Kazimierz IV. Dzięki śmiałej polityce tych władców udało się zatrzymać germańskie dążenia imperialne walcząc z lennikiem Cesarza Niemiec, a nie samym cesarzem. Dzięki tej polityce wszystkie polskie cele strategiczne osiągnięto. Trwało to co prawda 56 lat jednak opłacało się z nawiązką, ponieważ nowa północna i zachodnia granica Królestwa Polski była najspokojniejszą granicą państwową przez kolejne 200 lat. Niemiecka polityka zbrodniczej ekspansji na wschód i eksterminacji słowiańskich ludów faktycznie przez kolejne 200 lat praktycznie przestała istnieć. W ten sposób ta oparta o zbrodnię ekspansja, która zaczęła się w X wieku i trwała pół tysiąclecia aż do XV wieku została zatrzymana. Wiadomo z psychologii, że jakaś sytuacja społeczna zostaje uznana, nawet nieświadomie, za stałą jeżeli trwa bez zmian przez 3 pokolenia. Te 56 lat wojen z Polską bezustannie przegrywanych przez Krzyżaków musiało spowodować taki efekt w Niemczech. Widać uznano, że przeszkoda, w postaci Polski, na wschodzie jest za silna i w związku z tym polityka zbrojnej ekspansji na tym kierunku nie ma sensu. Polacy w świadomości Niemców wypalili na długo zmiany podobne do tych jakie pojawiły się wśród inflanckiej gałęzi krzyżaków, którzy od roku 1435 już na dobre mieli dość dalszych wojen z Królestwem Polski. Pośrednio tę zmianę myślenia niemieckich elit potwierdza fakt, że dopiero osłabienie Polski w XVIII wieku zbiegło się z odrodzeniem niemieckiego „Drang nacht Osten” (Parcia na Wschód).

Król Jagiełło był politykiem ostrożnym. Był politykiem znakomicie przewidującym. Był politykiem wprost genialnym jeśli chodzi o dobór ludzi do stanowisk w państwie. Porównywalnej parady najlepszych z najlepszych na stanowiskach państwowych jak w czasie jego panowania chyba nie było w całej historii Polski. Trzeba też pamiętać o tym, że w ówczesnych czasach potężne państwo mogło przestać istnieć po przegraniu jednej wielkiej bitwy. Tak stało się np. z Egiptem Mameluków w XIV wieku – jedna klęska spowodowała upadek kraju. Jednak by nie szukać daleko. W roku 1807 dwie przegrane bitwy (pod Jeną i pod Auerstedt) sprawiły, że Królestwo Pruskie – kraj o randze mocarstwa – przestało by istnieć, Napoleon wymazałby je z mapy Europy. Tylko potężne poparcie rosyjskiego cara sprawiło, że państwo ocalało, aczkolwiek w bardzo okrojonych granicach.

Jakże fałszywie obecne „podręczniki” „historii” opowiadają dzieje tamtych lat… Weźmy na przykład sytuację w Czechach. Przeciwko powstaniu Husytów Cesarstwo Niemieckie zorganizowało w latach 1420-1427 pięć regularnych i oficjalnych krucjat. Oficjalnie, na wezwanie papieża i cesarza zbierały się siły zbrojne po 50 do 70 tysięcy ludzi! Wyprawy miały miejsce praktycznie rok po roku! Najtrudniejszą sytuację Czesi mieli w roku 1422, w czasie drugiej krucjaty antyhusyckiej, gdy od zachodu zaatakowała ich armia w sile ponad 50 tys. żołnierzy, a od strony Słowacji i Moraw Zygmunt z Luksemburga z wojskami węgierskimi. To wtedy Król Jagiełło posłał Husytom na pomoc polskich „ochotników”. Wysiłek zbrojny do jakiego okazało się zdolne ówczesne Cesarstwo Niemieckie okazał się wprost imponujący! Tylko, że nikt nie przewidział, że Czesi te wszystkie krucjaty po kolei rozbiją! Kwestią umiejętnej polskiej polityki było odwrócenie uwagi tego ogromnego, niemieckiego i czeskiego, potencjału militarnego od Polski.

Sytuację w Czechach i chwilowe związanie rąk Cesarstwa Polacy znakomicie wykorzystali. Wspomniany Sobór w Konstancji – po wszystkich niesłychanych sukcesach Polaków bowiem nie rozwiązał definitywnie sprawy sporu polsko-krzyżackiego. Jedynie zalecił w tej sprawie wydanie ostatecznej decyzji cesarzowi Zygmuntowi. Pamiętajmy, nie lubił Polaków, więc zalecił Krzyżakom zwrot Polsce Ziemi Chełmińskiej natomiast Litwie zwrot Krzyżakom Żmudzi! Król Władysław II Jagiełło oficjalnie warunki sądu cesarskiego odrzucił i w roku 1420 z polską armią wkroczył do Prus. Rozpoczynając w ten sposób drugą wojnę gołubską. Pierwsza z roku 1414 jest też nazywana „wojną głodową”. Wówczas Polacy tak dokumentnie niszczyli wszystko w państwie krzyżackim, że sami poczęli mieć trudności z aprowizacją własnej armii! Podobieństwo tych wojen wynika z faktu, że ponownie chodziło o zniszczenie w państwie Wielkiego Mistrza wszystkiego co się da. Ogromne sumy pieniędzy, które po raz ostatni spłynęły do Krzyżaków („rycerzy Maryji”) z całej Europy w latach 1414-1418 na nic się zdały. Polacy jeszcze raz złamali kręgosłup ekonomiczny krzyżackiego państwa, któremu chwilowo nikt z Niemiec nie był w stanie wojskowo pomóc. Król Jagiełło nadto demonstrował własną siłę, a w wymuszonym na Krzyżakach pokoju uzyskał potwierdzenie wszystkich swoich wcześniejszych zdobyczy, ze szczególnym uwzględnieniem Żmudzi. Dokonawszy tych dzieł spokojnie wycofał sie do Krakowa obserwować dalszy rozwój wypadków.

Właśnie wtedy zbierała się druga, największa z wszystkich krucjat wymierzonych w Husytów. Wojska krzyżowców zaatakowały Czechy z dwóch stron. Po drugiej wojnie gołubskiej „malborska” część zakonu potrzebowała 10 lat, by w ogóle wystawić jakieś siły zbrojne. Te rzucone do walki w roku 1431 były bladym cieniem armii z 1409 roku. Tymczasem w roku 1421 nie było wcale takie pewne, czy zwycięstwo Zygmunta z Luksemburga w Czechach nie doprowadzi do interwencji ogromnych sił krzyżowców w Polsce. Gdyby Zygmunt po pokonaniu Husytów spróbował szczęścia w Polsce to Jagiełło miał już zabezpieczoną granicę północną poprzez ponowne potężne osłabienie Krzyżaków. Zgodnie z rozkazami Jagiełły od Żmudzi po Brdę Krzyżakom nie pozostał ani jeden koń, krowa, czy kura, ani jedna nie spalona zagroda wiejska! W liście do papieża Krzyżacy żalili się, że tylko 14 wsi w ich państwie pozostało nie spalonych. Bez prowiantu, a zwłaszcza bez koni, wojować w tamtych czasach nie było można. Zniszczono i spalono wszystko, w tym wiele miast. Ludność wiejską przesiedlono do Polski. Król Polski demonstrował jawnie swoją potęgę wojskową jednak oczywiście, w sposób „pokojowy” i oficjalnie zawsze przyjazny wobec Cesarza Niemiec, którego też serdecznie zapraszał na swój ślub do Krakowa z Królową Zofią. Zygmunt zaproszenie przyjął, bowiem odmowa była niedopuszczalnym nietaktem, a ranga Polski jako państwa niesłychanie wzrosła, i osobiście uczestniczył we wspaniałej koronacji w roku 1424, koronacji kolejnej wybitnej polskiej królowej.

Bitwa pod Wiłkomierzem

Dzisiaj patrzymy na Czechów poprzez pryzmat dobrego wojaka Szwejka. Jednak w średniowiecznej Europie Czesi zdobyli sobie sławę najlepszych żołnierzy. Dodajmy, że taktykę skutecznej walki z ciężkozbrojną konnicą w oparciu o ufortyfikowany tabor wymyślił dla Husytów nie kto inny jak Jan Żiżka, który w bitwie pod Grunwaldem dowodził śląskimi najemnikami walczącymi po stronie króla Polski. Echa tej największej bitwy średniowiecza w taktyce Żiżki też są oczywiste. Zakuty w stal rycerz przestaje być groźny jeżeli jego szarża zostanie zatrzymana. W sumie głównie do tego sprowadzała się taktyka Husytów. Prowadzić skuteczny ostrzał nieprzyjaciela, a potem zatrzymać jego szarżę na linii wozów bojowych.

Co ciekawe, jedna z intryg niemieckich wymierzona przeciwko Polsce, próba rozerwania Unii z Litwą, a nadto rozbicia na kilka części państwa litewskiego także zaczęła się w roku 1420 i była bezpośrednio inspirowana przez cesarza Zygmunta z Luksemburga. Jednak jadącą do Wielkiego księcia Witolda delegację cesarską z ofiarowaną Witoldowi przez Zygmunta koroną królewską zatrzymał na granicy silny oddział wojsk polskich. Dokąd to panowie jadą? Co tak wiozą? Droga zamknięta! Zawracajcie! Posłowie musieli zawrócić jak niepyszni. Akcję oczywiście nadzorowały ówczesne polskie spec-służby.

W roku 1434 Król Władysław II Jagiełło był już zbyt stary (miał ponad 82 lata), by osobiście poprowadzić potężne polskie siły ekspedycyjne na Litwę w celu ostatecznego zakończenia wojny ze Świdrygiełłą i wspierającymi go Krzyżakami. Po raz ostatni Król Polski popisał się swoim talentem rozpoznawania talentów. Dowódcą wojsk Królestwa Polski został mianowany kolejny geniusz militarny. Podporządkował temu dowódcy swoje wojska na polu bitwy pod Wiłkomierzem sam nowy Wielki Książę Litwy Zygmunt Kiejstutowicz. Wiłkomierz leży około 100 km na północ od Wilna (i trochę na zachód). Stanęły tam na przeciwko siebie w dniu 1 września 1435 roku siły główne inflanckiej (jeszcze) części zakonu krzyżackiego pod dowództwem wielkiego mistrza inflanckiego von Kerskorffa i niedobitki wojsk Świdrygiełły. Obie armie rozdzielała niewielka rzeka zwana Rzeką Świętą. Po odśpiewaniu Bogurodzicy polski dowódca kompletnie zaskoczył przeciwnika. Rzucił połowę polskiej ciężkiej jazdy rycerskiej do ataku kolumną na wprost przez płytki bród prosto w centrum szyku nieprzyjaciela. Niemcy ani Świdrygiełło nie spodziewali się takiej taktyki. Polacy byli do tej pory znani raczej z ukrytych odwodów, wciągania przeciwnika w pułapki, wspólnej walki jazdy rycerskiej razem z piechotą, etc. Polska formacja wbiła się głęboko w szeregi wroga i zepchnęła je siłą ataku w tył. Ale tym sposobem atakujący Polacy narazili sie na przeskrzydlenie, które przeciwnik zaczął nijako automatycznie wykonywać. Tyle, że wtedy skrzydłowe formacje wroga odwróciły się bokami do rzeki. Wówczas spadł na nie potężny taran uderzenia drugiej części sił polskiej jazdy rycerskiej, a z drugiej strony jazdy sił litewskich. Bitwa trwała niecałą godzinę i ogólnie polegała na rozjechaniu przeciwnika jedną wielką imponującą kawaleryjską szarżą. Pościg i unicestwienie próbujących ucieczki na niewielką wyspę na pobliskim jeziorze niedobitków wojsk inflanckich dopełniły obrazu niezwykłego zwycięstwa. Zdrajca Świdrygiełło uciekał tak, że zatrzymał się dopiero w swoim Księstwie Połockim. Wielki Mistrz inflancki Franke von Kerskorff zginął w tej bitwie. Trzeba przyznać, że tytuł krzyżackiego Wielkiego Mistrza zaczął być w tych latach bardzo niebezpieczny.

Bitwa pod Wiłkomierzem – podobnie jak Bitwa pod Grunwaldem – będzie przedmiotem „obróbki” historyków (domyślnie za antypolskie pieniądze) pomniejszających rozmiary wydarzenia, snujących bzdurne nihilistyczne teorie o niewielkich wojskach obu stron itp. Możliwości mobilizacyjne „inflanckiej” części zakonu krzyżackiego są akurat znane i były one imponujące. Nadto inflancka część państwa krzyżackiego nie była do tej pory nigdy niszczona ani rujnowana ekonomicznie. Tymczasem dla wszystkich: Krzyżaków, polityki niemieckiej, Zygmunta Kiejstutowicza, Świdrygiełły, unii polsko-litewskiej bitwa ta była zarówno w przenośni literackiej i jak najbardziej dosłownie sprawą „życia albo śmierci”.

Na długi czas „za postkomuny”- jeszcze bardziej niż „za komuny”- Bitwa pod Wiłkomierzem w ogóle zniknie z podręczników historii. Ale temu nie należy się dziwić. Tu wydaje się chodzić o osobę polskiego głównodowodzącego. On się nazywał… Rycerz Jakub Kobylański! Po co komu – Michnikom i spółce – przypominanie historii i zasług rodziny Kobylańskich? Nadto dla historyków wojskowości nie ulega wątpliwości: o ile Zawisza Czarny był protoplastą polskiego husarza o tyle człowiekiem, który po raz pierwszy w praktyce zastosował przyszłą taktykę walki polskiej husarii był właśnie dowodzący w bitwie pod Wiłkomierzem Jakub Kobylański.

Śmierć Króla

Wielki Król Polski, ten genialny „doceniacz talentów” – Władysław II Jagiełło – nie doczekał się posła z radosną wiadomością o wielkim zwycięstwie. Zmarł jesienią 1434 roku. Przeziębił się słuchając śpiewu słowików. Jest coś symbolicznego w tej scenie.

Wielki Król choć cokolwiek oszkalowany przez mistrza Jana Długosza 40 lat później. Trzeba pamiętać, że Długosz pisał swoje dzieło w atmosferze goryczy, iż ostatnią wojnę z krzyżakami w latach 1454÷1466 Polska toczyła zupełnie sama. Litwini odmówili pomocy. Dlatego też „obrywało się” na kartach Kronik mistrza Jana Litwinom, w tym i samemu królowi Jagielle! Przesłanie o litewskich długach wdzięczności wobec Polaków było jednym z głównych założeń dzieła Jana Długosza.

Wydaje się jednak, że jego ostrożna i zawsze skuteczna polityka była wówczas, w czasie życia króla Jagiełły, powszechnie akceptowana. Ze zbyt wielki trudem odzyskali Polacy swoje państwo w XIV wieku by jego istnienie narażać na hazard wielkiej wojny ze wszystkimi trzy ćwierćwiecza później. Nadto wszyscy zdawali sobie sprawę z faktu, w jak wrogim otoczeniu i skomplikowanej sytuacji polityka polska działa.

Słuchając śpiewu słowików Król Jagiełło umiera, a dla Polski rozpoczynają się kolejne trzy wieki mocarstwowej świetności. Po raz drugi w historii. Największy komplement temu polskiemu monarsze (rządził najdłużej ze wszystkich Królów Polski, bo ponad 48 lat) wystawił mimowolnie sam cesarz Zygmunt z Luksemburga. Po śmierci Zawiszy Czarnego w 1428 roku swój autentycznie przepiękny list kondolencyjny wystosował na ręce… Księcia Witolda! Do tego stopnia był wściekły na Jagiełłę! Cesarz Niemiec doskonale zdawał sobie sprawę do jakiego stopnia król Polski rozbijał całą imperialistyczną politykę niemiecką. Rzecz jasna zawsze zachowując formalny pokój Polski z Cesarstwem.

Jest naprawdę jakaś niezwykła metafora w okolicznościach śmierci króla Jagiełły, którego imię stało się „nazwiskiem” całej nowej dynastii. Po tylu latach i trudach burzliwego kierowania państwem w bardzo trudnych czasach… życie i panowanie zakończone śpiewem słowików! W piękny, słoneczny – ale jeszcze chłodny poranek.

Ciekawe, o czym śpiewały te polskie słowiki wielkiemu Królowi?

Czytaj więcej

Komentarze

1 KOMENTARZ

  1. Autorze! Słowiki śpiewające jesienią? Termin śmierci Jagiełły to przełom czerwca i lipca, wtedy słowiki mogą śpiewać.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Nowości