piątek, 19 kwietnia, 2024

Niepokonani (cz. 3) – krajobraz po bitwie i nowa wojna

Share

Stefan Czesław Anders

Krajobraz po Bitwie

Zostawiliśmy kreatorów polskiej polityki z początku XV wieku w roku 1411, po podpisaniu rozejmu kończącego, a właściwie zawieszającego, wojnę polsko-krzyżacką z lat 1409-1411. Zgodnie ze stanem faktycznym, a także prawem międzynarodowym, była to wojna krzyżacko-węgiersko-polska. Rozejm pozostawił pod panowaniem litewskim Żmudź. Jednak tylko na czas panowania Witolda i Jagiełły. Krzyżacy wcale nie rezygnowali z prawa do Żmudzi doskonale rozumiejąc jakie strategiczne znaczenie ma ta prowincja i jak straszliwy cios w funkcjonowanie ich państwa wymierza rozcięcie go na dwie połowy nie połączone drogą lądową. Nawet takie „tymczasowe” rozwiązanie oznaczało jednak niebywały strategiczny sukces Polski. Sytuacja międzynarodowa Polski ogromnie się poprawiła, ale była nadal bardzo trudna.

Krzyżacy nigdy nie kryli swoich zamiarów unicestwienia państwa polskiego w 1409 roku. Można śmiało powiedzieć, że wojna z lat 1409-1411 była próbą rozbioru Królestwa Polski. Zgodnie z planem Krzyżaków, po pokonaniu Jagiełły, Zakon chciał anektować północne prowincje Polski, a więc Wielkopolskę, Kujawy i Mazowsze, dla Węgier przeznaczono prowincje południowe z Krakowem, Sieradzem, Sandomierzem i Lwowem, a Czechy mogły sięgnąć po ziemie przyległe do Śląska. Po likwidacji Polski Krzyżacy spacyfikowaliby Żmudź, połączyli swoje państwo w jeden spójny organizm, otworzyliby sobie drogę do ekspansji na wschód, a tym samym skutecznie utworzyliby supermocarstwo w sercu Europy. Jednak świetne zwycięstwa Polaków w bitwach pod Grunwaldem, Koronowem, Starym i Nowym Sączem całkowicie przekreśliły ten plan. Przygotowując grunt do tej akcji Krzyżacy zadbali o to by w Europie zapanowały nastroje, nazwijmy to cokolwiek „trwożliwe” przed „tymi okropnymi Polakami”.

Ogromnym zaskoczeniem dla ówczesnych władców europejskich była zgoda Polski na oddanie się pod sąd soborowy w Konstancji. Przypomnijmy, zwycięzców się nie sądzi, to stara maksyma. Ponieważ Polska zgodziła się na bycie sądzoną na Soborze w Konstancji temat ogólnoeuropejskiej krucjaty antypolskiej poszedł chwilowo w odstawkę. Pozostawał jednak wielki południowy problem, czyli król Węgier, Zygmunt z Luksemburga, fanatyczny Niemiec i zacięty wróg Polski. Jak słusznie uważano w Krakowie lada moment cesarz Niemiec. Faktycznie został nim w 1411 roku.

W nauczaniu historii dość lekko pomija się te sprawy. Zakłada się jakoby państwo niemieckie w postaci cesarstwa nie istniało. Tymczasem ono nie tylko istniało ale niedługo potem, w czasie wojen z Husytami w Czechach, pokazało, że jest zdolne do dużego i długotrwałego wysiłku militarnego. Powstanie Husytów w Czechach, które wybuchnie w 1419 roku, było jednym z wydarzeń międzynarodowych niesłychanie korzystnych dla ówczesnej Polski. Natomiast fakt, że niemieckie armie, już wtedy cesarza i króla Zygmunta z Luksemburga, ponosiły w walkach z Husytami klęskę za klęską był dla Polski bardzo korzystną okolicznością. Zresztą w najbardziej krytycznym momencie, wiosną 1422 roku, król Jagiełło wsparł Husytów podsyłając im na pomoc doborowy oddział 5 tysięcy żołnierzy i rycerzy. Liczyła się zwłaszcza polska ciężka jazda rycerska, której Czechom brakowało. Ze względu na wojnę religijną, w której Polacy poparli stronę heretycką oficjalnie byli to ochotnicy. Dowództwo nad nimi objął litewski książę Zygmunt Korybutowicz. Też, rzecz jasna, tylko z własnej woli i „ochotnik”. Niestety przyłączył się on całkowicie do Husytów zapominając o interesie własnej ojczyzny, które miał reprezentować w Czechach. W 1430 roku z oddziałami husyckimi zajął Gliwice skąd prowadził regularne niszczycielskie najazdy na ziemie Królestwa Polskiego. Oficjalnie król Polski nic o niczym nie wiedział, a przecież zabronić pasowanym rycerzom jeździć zagranicę zgodnie z prawem nie mógł. Jagiełło w razie potrzeby okazywał się w polityce „mataczem” wcale nie gorszym niż swego czasu król Kazimierz III! Król Jagiełło był zresztą genialny – i dowiódł tego wiele razy.

Jednak póki co był rok 1411. Zygmunt z Luksemburga król Węgier, kraju o statusie prawdziwego mocarstwa, był kandydatem numer jeden do korony cesarskiej. Przypomnijmy, że Zygmunt był nieprzejednanym wrogiem Polski, dlatego ten wiszący na Polską od południa stan zagrożenia należało jakoś rozwiązać. Tu znowu polityka polska popisała się niewątpliwym geniuszem. Dla osiągnięcia swoich celów Polacy użyli jedynego „asa w rękawie” jaki istniał – Zawiszy Czarnego z Garbowa!

Bohater

Król Zygmunt z Luksemburga może być przytaczany jako przykład tego jaką siłą dla ludzi bywają uczucia narodowe. Kochał on Niemców miłością cokolwiek zaślepioną. W podobnym stopniu jak kochał Niemców nie lubił Polaków. W tym morzu niechęci do naszego narodu była jednak jedna samotna wyspa, był jeden Polak, którego lubił, szanował i niezmiernie sobie cenił – rycerz Zawisza Czarny z Garbowa!

Tu trzeba wyjaśnić, że Zawisza, kiedy nie wojował dla króla Polski, kiedy nie jeździł po Europie wygrywając niezliczone turnieje rycerskie przeważnie przebywał w węgierskiej stolicy Budzie, na dworze Zygmunta z Luksemburga. Tajemnicą pozostaje jakim sposobem ten rycerz znalazł jeszcze czas na małżeństwo, szczęśliwe życie rodzinne – z żoną Barbarą miał czterech synów – i budowę okazałego zamku w rodzinnym Garbowie koło Sandomierza. Natomiast słowo „przebywał” znaczyło, że brał udział w niezliczonych wyprawach organizowanych przez Zygmunta. Najczęściej walczył z Turkami, brał również udział w wyprawach krzyżowych przeciwko czeskim Husytom. Z Turkami król Zygmunt z Luksemburga wojował średnio co kilka lat, przeważnie ponosząc dotkliwe porażki. „Polski olbrzym” wyspecjalizował się w dowodzeniu tylną strażą osłaniającą odwrót. Efekt tego był taki, że najemni piechurzy z tylnych straży wracali do domu w ogólnie dobrych nastrojach. A przy okazji w karczmach Budy i Pesztu sącząc tokaj opowiadali, ile „polski olbrzym” naciął Turków i ile oni sami wystrzelali z kusz.

Kusza była groźną bronią. Bardzo gruba cięciwa napinała metalową przeważnie listwę i po odblokowaniu urządzeniem spustowym, już trochę podobnym do karabinowego cyngla, wyrzucała z wielką siłą grubą i krótką strzałę zwaną bełtem. Taki bełt miał zasięg skutecznego strzału do 250 m – więcej niż jakikolwiek łuk. Nadto kusza umożliwiała precyzyjne celowanie. Z odległości 100 m bełt wystrzelony z kuszy przebijał stalową płytową zbroję, nie mówiąc o kolczudze. Problem był tylko z przygotowaniem do strzału. Kusze miały u dołu, przy tej sprężystej listwie, stalową obejmę, w którą piechur wkładał stopę. I tak blokując w pionie kuszę, na górną jej część nakładał specjalny kołowrotek – którym kręcąc dopiero napinał cięciwę. Trwało to wszystko do pięciu minut! Najsprawniejsi żołnierze potrafili „przeładować” kuszę w ciągu minut najmniej trzech.

Zawisza Czarny jako jedyny człowiek napinał kuszę w kilka sekund naciągając RĘCZNIE cięciwę na blokadę! Gdy Turcy podchodzili do cofających się wozów taborowych wychodził do przodu by mieć „swobodę ruchu” i „kręcił młynki” tym swoim potwornym dwumetrowym mieczem, którym machał jak wierzbową witką. Efekty dla wroga były straszne. Pojawienie się „rycerza z Polski” z miejsca też uspokajało obronę. Potem rycerz Zawisza składał królowi Zygmuntowi meldunki w rodzaju: Pan Bóg dał, że takie zadaliśmy wrogowi straty, iż nasz odwrót w zwycięstwo się zmienił. Faktycznie była to prawda. Później piechociarze w karczmach przy winku poczynali demonstrować jak „czarny rycerz” tych muzułmańskich najeźdźców, morderców, gwałcicieli i rabusiów: ścinał, rozcinał i przecinał. Mieszkańcy stolicy Węgier po takich opowieściach już sami nie wiedzieli, czy właściwie odniesiono porażkę, czy zwycięstwo. Natomiast królowi Madziarów z powodu jego wątpliwych talentów dowódczych rycerz Zawisza z Polski nigdy nie powiedział przykrego słowa. Taki właśnie był Zawisza – niesłychanie taktowny! Jan Długosz w swojej kronice („Roczniki przesławnego Królestwa Polskiego”) pisze o Zawiszy.

Nie tylko w tej bitwie, w której pojmany zginął, ale we wszystkich wyprawach okazywał się rycerzem dzielnym i znakomitym, słynął odwagą i wielkimi czynami, w których nikt mu nie dorównywał. Był zaś w mowie słodki i ujmujący, tak że nie tylko ludzi zacnych i szlachetnych, ale barbarzyńców nawet swoją uprzejmością zniewalał. Miał przede wszystkim ten rzadki w sobie przymiot, że jak w bitwie najśmielszy zapał, tak w radzie najumiarkowańszą okazywał rozwagę. Godzien za swe bohaterskie dzieła nie moich słabych, ale i Homera samego pochwał.

Ten człowiek był świętym chyba już za życia. („Kto w mowie nie grzeszy jest mężem doskonałym, który potrafi utrzymać na wodzy wszystkie zmysły swoje” – z Listów Apostolskich Nowego Testamentu.) Zawisza Czarny polegnie w 1428 roku – jak zwykle osłaniając odwrót Zygmunta z Luksemburga po przegranej Bitwie pod Gołąbcem. Tylna straż dowodzona przez Polaka broniła tam przeprawy rzecznej, przez którą na bezpieczny drugi brzeg przeprawiały się pozostałe przy życiu wojska węgierskie. Ale dwustu nie może długo bronić się przeciwko dwudziestu tysiącom. Król Zygmunt posłał po Zawiszę łódź – dokładniej mini galerę rzeczną – z rozkazem, by ten do niej wsiadł i się ratował. Ale Zawisza odmówił wykonania rozkazu i kazał do tej łodzi załadować rannych. Pozostał z ostatnimi obrońcami, a widząc beznadziejność sytuacji postanowił wraz z dwoma ostatnimi żołnierzami się poddać. Został otoczony przez wroga i wzięty do tureckiej niewoli. Jak mówi legenda przyczyną śmierci Zawiszy był konflikt między dwoma janczarami o to, czyim jeńcem był Zawisza. Podczas kłótni jeden z przeciwników wyciągnął szablę (jatagan) i obciął Zawiszy głowę. Po jego śmierci król Zygmunt przesłał Wielkiemu Księciu Litwy Władysławowi Jagielle, nie mógł się zdobyć na napisanie do Króla Polski, przepiękny list kondolencyjny, pełny uczuć prawdziwej przyjaźni i podziwu dla bohatera. Antypolonizm Zygmunta z Luksemburga miał ten jeden jedyny wyjątek.

Pokój z Węgrami i wielka podróż Króla Jagiełły

Zawisza Czarny w 1411 roku – ewidentnie z inspiracji króla Jagiełły – wystąpił do króla Węgier z propozycją zawarcia pokoju z Polską. Zygmunt z Luksemburga propozycję przyjął. Traktat pokojowy podpisano 15 marca 1412 r. w Lubowli na Spiszu. Król Węgier i Niemiec Zygmunta Luksemburczyka oraz król Polski Władysław II Jagiełło zawarli wieczyste przymierze. W jego wyniku węgierski władca otrzymał od Jagiełły pożyczkę w wysokości 37 tys. kop groszy praskich w zamian za zastaw trzynastu miast spiskich. Zaraz potem, w czerwcu roku 1412 w Budzie, odbył się uroczysty zjazd monarchów. Uświetnił go wielki turniej rycerski, który Zawisza – jak zwykle – wygrał. Ku wściekłości Krzyżaków stan wojny między Polską, a Królestwem Węgier po prostu przestał istnieć. Sytuacja międzynarodowa i prawna Polski znowu się znacznie poprawiła.

Po tym zjeździe w Budzie Król Jagiełło ruszył w objazd po swoim rozległym państwie. Tu trzeba koniecznie przypomnieć jak dziwnym państwem była ówczesna Litwa. Była bardziej konfederacją księstw niż scentralizowanym organizmem. Temu państwu stale groziły tendencje rozłamowe. Wielu ruskich kniaziów podległych Wilnu wywodziło swoje pochodzenie prosto od Ruryka, wodza normandzkiego szczepu Rusów z plemienia Swijów (Szwedów), którzy podbili ziemie Słowian Wschodnich i założyli Ruś Kijowską. W sensie genealogii mieli najzwyczajniej rację. Dumni Wikingowie źle znosili zwierzchnictwo litewskie. Bez znajomości tej sytuacji nie zrozumiemy dlaczego Król Jagiełło w roku 1422 poślubi księżniczkę Zofię Holszańską, jedyną ruską, czytaj normandzką, księżniczkę na tronie Polski. Ta czwarta żona króla Władysława II stanie się matką królów Władysława III i Kazimierza IV Jagiellończyka. Królowa Zofia to kolejna wybitna postać kobieca naszej historii.

Niestety jak inne nasze wielkie królowe została wymazana z podręczników historii. Prawdopodobnie inspiratorką usunięcia z podręczników informacji o Zofii Holszańskiej była matki Adama Michnika, która w Komitecie centralnym PZPR była długie lata szefową referatu podręczników historycznych.

Wracając jednak do królowej Zofii. Rzeczą zdumiewającą było jak szybko królowa Zofia stała się polską patriotką i jaką klasę miała jako polityk. Swego syna Kazimierza namawiała aby przy okazji wstąpienia na tron w Krakowie do Polski przyłączył Wołyń! Ponieważ Polska ponosi za wiele kosztów obopólnie korzystnej polityki, a Litwa za mało! Królowa Zofia była też inicjatorką pierwszego tłumaczenia Biblii na język polski – tzw. Biblii Królowej Zofii. Zakochała się w polskim języku! Zaś politykiem była tej klasy, że musiał się z jej zdaniem liczyć nawet taki „lew w polityce” jak pierwszy polski kardynał i regent po śmierci Jagiełły – Zbigniew z Oleśnicy.

Przy okazji małżeństwa z Zofią Władysław okazał wielki szacunek ruskim rodom książęcym wiążąc je mocno ze sprawą polską. Genialność tego ruchu politycznego króla Jagiełły komentarzy nie wymaga! Podobnemu celowi służyła podróż króla w charakterze tryumfatora w latach 1412÷1413 po całej wielkiej Litwie. Spróbujmy popatrzeć na tę podróż oczami ówczesnych ruskich kniaziów. Sam wielki Król Polski i Wielki Książę Litewski (takie tytuły nosił Jagiełło) do nas zajechał! O nasze sprawy i poglądy pytał! Sam też w tematy wielkiej europejskiej polityki nas wprowadzał! Do swojego królewskiego Krakowa zaprosił! Wielką Bitwę pod Grunwaldem my razem powspominali przy miodach najprzedniejszych – a pośmieli się my z tych Niemców wrednych! Nacięli my ich wtedy jak psów, nabili jak much. Władysław to wielki Król! W tej bitwie jak znakomicie dowodził! I jak tu takiego nie kochać?! Jak mu takiemu nie służyć?! Trzeba przyznać, że Jagiełło doskonale znał swoje wielkie państwo i mentalność poddanych. Król Polski i Wielki Książę Litewski wykonywał te wszystkie genialne politycznie ruchy nijako uprzedzająco umacniając różne „słabe punkty”. Jego tryumfalna podróż zakończyła się uroczystym odnowieniem aktu Unii Polsko-Litewskiej w 1413 roku w Horodle i ustanowieniem jeszcze ściślejszego związku dwóch państw.

Tu dodajmy, że w roku 1415 na prośbę króla i cesarza Zygmunta z Luksemburga, wraz z nim udał się w podróż do dzisiejszej Hiszpanii rycerz Zawisza Czarny. Tam w mieście Perpignan przy okazji wizyty cesarza odbył się wspaniały turniej rycerski, na którym Zawisza wysadził z siodła jednym uderzeniem kopii konkurenta do sławy niezwyciężonego – rycerza Jana z Aragonii. Po tym turnieju już nie miał żadnego godnego rywala i pozostał do końca życia niepokonanym mistrzem turniejów rycerskich. Jego fama najbardziej sławnego rycerza, a przy okazji najbardziej znanego człowieka, Europy jeszcze się dodatkowo ugruntowała. Tak na marginesie, król i cesarz Zygmunt akurat nie zareagował na to, że wojska polskie zmasakrowały ziemie krzyżackie w czasie kolejnej wojny w 1414 roku. Cóż, był mocno zajęty gdzie indziej, a być może przy Zawiszy na moment zapomniał, że tak bardzo nie lubi tych okropnych Polaków.

Znowu wojna!

Wielka historia zdumiewająco wpisuje się w losy poszczególnych ludzi. Oto przykład królowa Zofia i król Władysław II Jagiełło. W momencie ślubu (1422 rok) ona lat 17, on lat około 70. Jej sytuacja w Krakowie nigdy nie była za łatwa. Podobnie jak Święta Jadwiga Królowa przeżyje m.in. również oskarżenia o niewierność małżeńską.

Królowej Jadwidze zarzucano utratę dziewictwa z odwiedzającym Kraków młodym Habsburgiem. Jadwiga rycerza oszczercę pozwała do sądu występując jako zwykła szlachcianka i udowodniła fałsz opowiadanych historii. Oszczercę sąd chciał skazać na ścięcie ale królowa zadowoliła się zwyczajową karą upokorzenia oszczercy. Musiał publicznie wejść pod stół i oświadczyć „szczekałem jak pies”, a potem w wyznaczonym czasie pod tym stołem faktycznie ujadać jak pies! Takie zabawy robiono sobie z oszczerców w dawnej Polsce. Upokorzenie takie, zwłaszcza dla dostojnika, było bardzo dotkliwe.

Wracając do królowej Zofii. Królowa Zofia z fałszywymi oskarżeniami też sobie znakomicie poradziła, aczkolwiek w tym przypadku nie znamy tak dobrze szczegółów. Wiemy, że wykryto krzyżacką inspirację tych oszczerstw uderzających w godność królowej Polski! Jakoś trudno znaleźć innych winowajców! Tymczasem Krzyżacy nie mogli przeżyć, że Jagiełło doczekał się synów, a Unia Polski i Litwy umacnia się poprzez powstającą dynastię.

W historii, tej prawdziwej, występują zjawiska „typowe dla epoki”, które potem trudno zrozumieć. Czasami zaś są one celowo propagandowo przemilczane. Jednym z nich są zdumiewające cechy Krzyżaków. Z dającym do myślenia uporem, mimo spektakularnych klęsk Krzyżacy „nie odpuszczali”. Ciągle „śnili o potędze”, a co ważniejsze w sposób zgoła zaskakujący regenerowali siły. Państwo krzyżackie było jak prawdziwa hydra, której odrąbana głowa natychmiast odrastała.

Przejrzenie jakichkolwiek zachowanych akt archiwalnych w katedrach zachodniej Europy zapewne pozwala na stwierdzenie, że w latach 1411÷1417 duże sumy zrzucano się na tacę dla „rycerzy Marii”. Widać nie ma lepszej drogi dla oszustów, którymi Krzyżacy niewątpliwie byli, patrz dowody na Synodzie w Konstancji, jak podszywanie się pod pobożność maryjną. Co ciekawe nigdy nie zarzucono podobnych czynów innemu zakonowi rycerskiemu jakim byli Joanici. Zakon Joanitów faktycznie bohatersko walczył na Morzu Śródziemnym z Turkami. W każdym razie od roku 1411 do udowodnienia oszustw Krzyżaków na Soborze w Konstancji cała Europa wspomagała Zakon, który szybko znowu zaczął robić się groźny i hardo podnosić głowę. Pieniądze dla Zakonu przestaną płynąć raz na zawsze w roku 1418 po działaniach polskiej delegacji na Soborze w Konstancji, jednak póki co po bitwie pod Grunwaldem kwoty spływające z całej Europy osiągnęły swoje maksimum.

Już w rok po zakończeniu działań wojennych wybucha nowa wojna, zwana wojną odwrotową. Nowe oddziały krzyżackich najemników atakują. Pogranicze płonie. Ale szybko zostają zmuszeni do odwrotu. Polskie oddziały osłonowe wzdłuż granicy czuwają.

Jednak po odnowienia Unii w Horodle król Jagiełło ogłasza mobilizację. Sobór zwołany początkowo na rok 1411 opóźnia się, a póki co trzeba coś z odradzającą się potęgą krzyżacką zrobić. W 1414 roku, tuż przed Soborem, wybucha nowa regularna wojna polsko-krzyżacka. Wojna ta przejdzie do historii jako pierwsza „wojna gołubska” albo „wojna głodowa”. Oficjalnie bowiem wojska polskie oblegają zamek w Golubiu-Dobrzyniu, który wkrótce zdobędą, a kolejny rozejm przyłączy Ziemię gołubską do Polski. Jednak nie oficjalnie – wojska polskie grasują po całym państwie krzyżackim od granicy ze Żmudzią po obecny Gorzów Wielkopolski, niszcząc wszystko, co da się zniszczyć. Ze strony polskiej jest to typowa wojna ekonomiczna – uderzenie w krzyżacką gospodarkę. Ludność palonych wsi ochoczo ucieka … do Polski! Młyny, wiatraki, drogi, mosty, wioski wszystko jest obracane w przysłowiową perzynę, w spaloną ziemię. Miast Polacy przeważnie nie zdobywają. Jednak machinami oblężniczymi, które tym razem przyprowadzili ze sobą miotają płonące pociski na drewnianą zabudowę. W obrębie murów krzyżackie miasta płoną. Krzyżacy widząc polskie siły główne pozamykali się w zamkach i nawet nie próbowali bitwy w otwartym polu. Nowy, kolejny już wielki mistrz krzyżaków patrząc z wież Malborka jak doszczętnie jest wszystko w jego państwie niszczone, proponował królowi Polski pokój za cenę całej południowej części Pomorza Gdańskiego i Szczytna. Rozpacz rozpaczą, a polityczna prowokacja polityczną prowokacją. Przyjmując takie warunki Polska delegacja stałaby w Konstancji, Sobór w końcu się zbiera, na z góry przegranej pozycji, ponieważ zamiast wysłuchać polskich argumentów żądano by zwrotu „zrabowanych” Krzyżakom ziem. Tymczasem aby pozbawić Krzyżaków, publicznie na Soborze, poparcia całej Europy, a przy okazji uczynić to raz na zawsze, polska delegacja musiała być „nie do zaatakowania”.

Po ogołoceniu państwa krzyżackiego z wszystkiego i podpisaniu rozejmu, polskie siły główne wycofują się, a Krzyżacy uderzają w płaczliwe tony. Wielki Mistrz rozsyła listy po całej Europie, w których informuje jak bardzo napadli go Polacy. Wojna? Jaka wojna? – odpowiada polska dyplomacja – oblężenie jednego zameczku przy granicy, nic więcej. Polacy okazują warunki rozejmu, cóż, faktycznie, zdziwienie w Europie. Rozejm dotyczy tylko sporu o jeden mało istotny zamek! Dzięki zręczności polskiej dyplomacji, Krzyżacy wyszli publicznie na przewrażliwionych na swoim punkcie narcyzów, a jednocześnie polegli od własnej broni. Propaganda krzyżacka kłamała tyle razy, że gdy raz Polacy rzeczywiście zrujnowali im państwo, nikt się tym specjalnie w Europie nie przejął, ani im za bardzo nie uwierzył.

Niezwykle trafiony dobór najlepszych ludzi na stanowiska w państwie, mistrzowskie ruchy polityczne, genialne dowodzenie w polu tak należy podsumować lata 1409-1419. W latach tych załamała się druga świadoma próba likwidacji państwa polskiego, pierwsza miała miejsce w czasie odbudowy państwa przez Łokietka w postaci sojuszu czesko-krzyżackiego. Władający Królestwem Polskim Władysław II Jagiełło w pełni zasłużył na przydomek „Wielki”, choć historia do tej pory mu go odmawia. Warto też zastanowić się nad procesem beatyfikacyjnym Zawiszy Czarnego z Garbowa. Wielkim nieszczęście naszego narodu jest zaniedbywanie tej sprawy. Wina leży jednak po stronie naszego duchowieństwa.

Czytaj więcej

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Nowości