Dziewięć miesięcy temu w polskich mediach tradycyjnych propagowano nową spirytystyczną „zabawę”, którą można praktykować przy pomocy narzędzia dającego się sporządzić w 10 sekund z materiałów dostępnych każdemu uczniowi. W Polsce instrukcję jak przyzywać demona zamieściły: radio Zet, gazeta.pl, Eska i planeta.fm.
Dziś wiedza o niej rozprzestrzenia się w sieci metodą „wirusową”. Sądząc po spustoszeniach jakich nowa odmiana demonicznego spirytyzmu dokonała w jednej szkole, której problemy poznałem, w całej Polsce ofiar mogą być tysiące. Niezależnie od tego kogo się przyzywa „bawiąc się” w spirytyzm – meksykańskiego demona, anioła światłości, kogokolwiek – zawsze po drugiej stronie pojawia się szatan.
– Wszedłem do sali, żeby podnieść poduszkę, która spadła z łóżka dziewięcioletniego chłopczyka. Gdy spojrzałem na dzieciaka, jego twarz zamieniła się w potworną mordę obrzydliwego, nieludzkiego stworzenia. Po chwili widziałem znów słodką twarzyczkę śpiącego dziecka – mówi pedagog z trzydziestoletnim doświadczeniem. – Ja nie wierzę w takie rzeczy, ale nie mogę zaprzeczyć temu co widziałem. Ponieważ chłopczyk od pewnego czasu zachowywał się dziwnie, inaczej niż zwykle, o całej sytuacji w internacie opowiedziałem dyrektorce szkoły – kończy.
– Gdy otworzyłam drzwi do klasy zobaczyłam kilkoro dzieci pochylonych nad nową „zabawką”, inne były przestraszone, kilka przyglądało się wywołującym demona z ciekawością, reszta zajmowała się własnymi sprawami – opowiada mi doświadczona nauczycielka. – Kamila nie zaprzestała działań mimo, że mnie zobaczyła. Na uwagę, odkrzyknęła bardzo niegrzecznie, że robią ważne rzeczy, żebym nie przeszkadzała. Udałam, że lekceważę całą sytuację i ruszyłam w kierunku tablicy, wtedy ten ważący przynajmniej tyle ile ołówek przedmiot, nie dotykany przez nikogo podskoczył i lecąc łukiem wylądował na ziemi. Atmosfera w klasie była cały czas mroczna, zrobiło mi się wtedy bardzo nieswojo. Ten przedmiot na sto procent nie był podrzucony przez człowieka, nikt nie potrafi tak mocno dmuchnąć, zresztą musiałby dmuchać od spodu, przez blat ławki. Drzwi i okna w klasie były zamknięte, nie było przeciągu, nie ma żadnego racjonalnego wytłumaczenia tej sytuacji. Podzieliłam się swoją obserwacją z dyrekcją – pointuje opowieść nauczycielka.
Zostałem zaproszony do jednej z podwarszawskich szkół. Uczące się w niej dzieciaki w różnym wieku, wzorując się na YouTube’owym filmiku zaczęły bawić się w przywoływanie „duchów”. W efekcie, przynajmniej jedno z dzieci ma za sobą próbę samobójczą, przynajmniej dwoje dokonało aktów autoagresji nacinając sobie skórę, w przynajmniej jednym wypadku wychowawca był świadkiem manifestacji demonicznej związanej z iluzją przekształcenia twarzy dziecka. Nauczyciele opowiadają, że w internacie i na stołówce dzieją się dziwne rzeczy, przesuwają się przedmioty, pojawiają się bezcielesne postaci. Pedagodzy mówią o tych sprawach ze skrępowaniem, wstydzą się swych obserwacji. Starają się utrzymać wizerunek siebie jako osób racjonalnych, nie chcą jednak zaprzeczać faktom
Dzieci z tej szkoły, nie mając pojęcia co robią, zaczęły „bawić się” w spirytyzm. Jest to jedna z bardziej destrukcyjnych toksycznych duchowości.
Spirytyzm ma bardzo wiele odmian. Parę lat temu psycholog z dominikańskiego Ośrodka Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach skierował do mnie małżeństwo, z którym nie potrafili sobie poradzić. Wiedza i doświadczenie małżonków na temat Out of Body Experience, czyli podróży poza ciałem, były tak duże, że dominikańscy eksperci i kapłani nie byli w stanie przekonać ich o destrukcyjności doświadczenia, w które coraz głębiej wchodzą. Ona spotykała w swych „podróżach” totemiczną pumę, on miał tak potrzaskaną wyobraźnię, że spotykał wszystkie możliwe duchowe byty, włącznie z UFO. Byli już tak wyalienowani – spirytyzm koncentruje ludzi na sobie samych – że porzucili pracę, przechodząc na utrzymanie rodziców. Podróże astralne bywają tak wciągające, że mogą całkowicie pochłonąć człowieka. To małżeństwo było na skraju rozpadu.
Z kolei dziewiętnastoletnia maturzystka z Łomży, która przyszła do mnie po pomoc w trakcie jednych z prowadzonych przeze mnie rekolekcji dla młodzieży, w podróże poza ciałem weszła zachęcona przez koleżankę w wieku 13 lat. Koleżance eksterioryzacja nigdy się nie udała, porzuciła więc tę „zabawę”, Ani raz się udało. Kiedy zobaczyła swoje ciało leżące bezwładnie na łóżku z wysokości dwóch metrów tak się przeraziła, że natychmiast chciała „wrócić”. Udało jej się to. Myślała, że to koniec, ale to był początek. Przez trzy lata miała skrajnie koszmarne sny, w których cała jej rodzina ginęła mordowana na ponad tysiąc sposobów. Potem zaczęła mieć poczucie obecności jakiejś złej osoby blisko siebie. Zakończyło się to obrzydliwie, nie będę wchodził w szczegóły. Tyle OOBE. To wynalazek XX-wieczny.
Od półtora wieku mamy natomiast do czynienia z spirytyzmem klasycznym związanym z publicznym wystąpieniem sióstr Fox w roku 1848. Chodzi o wirujące stoliki i wywoływanie duchów. Dziś czasami zajmują się tym niedopilnowane dzieci na koloniach, albo mniej zorientowani w sprawach duchowych studenci w akademikach. Jednak skutki tych banalnych „zabaw” mogą być straszne, choć nie muszą. W „Jarmarku cudów”, w odcinku poświęconym spirytyzmowi, rozmawiałem z młodą dziewczyną, u której skutkiem zabawy w wywoływanie „duchów” była fizyczna agresja – ślady duszenia na jej szyi dostrzeżone przez współlokatorkę. Ślady, których wieczorem nie było, a dłoń która je pozostawiła była prawie dwa razy większa od dłoni napastowanej dziewczyny. Koleżanki spały zaś w zamkniętym od środka pokoju.
W latach czterdziestych XX wieku, pojawiła się kolejna wersja spirytyzmu, związana z UFO: przynajmniej część tych manifestacji jest czysto demoniczna. W USA powstały wielkie organizacje para-religijne będące jak w przypadku Swedenborga owocem spirytystycznych „objawień”. Ta wersja spirytyzmu to channeling, czyli kanałowanie. Media spirytystyczne stają się „kanałami”, dzięki którym można połączyć się z szatanem, który przedstawia się np. jako mieszkaniec planety Klupax lub jako Wielki Duchowy Mistrz Białego Bractwa z Najgłębszych Jaskiń Tybetu. Te spirytystyczne „kościoły” liczą setki tysięcy osób. Zaś ich dochody szacowane są w dziesiątkach miliardów dolarów.
Rozpropagowana w latach 60. ubiegłego wieku metoda kontroli umysłu według Silvy zawiera w sobie inicjacje magiczne, szamańskie, transowe i spirytystyczne. Na kursie Silvy, Zbigniew Królicki, przy okazji, jak sam powiedział, trener polskich szablistów-olimpijczyków, uczył nas między innymi tworzenia wewnętrznego Laboratorium, Centrum Kierowania Wszechświatem, do którego należy zaprosić przewodników duchowych. To czysty spirytyzm. Odmianami spirytyzmu są też XIX-wieczna radiestezja i wywodząca się z mediumicznego mesmeryzmu bioenergoterapia (Franz Anton Mesmer stworzył w XVIII wieku teorię magnetyzmu zwierzęcego, odrzuconą przez europejską naukę jako pozbawioną podstaw naukowych już w 1784 roku; z mesmeryzmu wywodzą się praktyki bioenergoterapeutyczne oraz te, związane z hipnozą).
Pisząc od paru miesięcy teksty dla „Nowego Państwa”, zorientowałem się, że powstaje nowa książka. Kilka lat temu opublikowałem w NP tekst pokazujący, że miękkie narkotyki nie istnieją. Chciałem rozpocząć nim serię artykułów o mitach kontr/kultury. Jak po latach widać, stały się one mitami pop-kultury, która w ciągu ostatniego ćwierćwiecza poglądy sub-kultur uczyniła mainstreamowymi. Wtedy skończyło się na jednym tekście. W ubiegłym roku poproszono mnie o tekst o egzorcyzmach i opętaniu, potem o najgłośniejszych na świecie sektach (scjentologicznej oraz wyrosłej wokół kalifornijskiej kabały rabina Berga), a wreszcie o ruchach psychomanipulacyjnych (ruch bioenergoterapeutyczny oraz ruch Ludzkiego Potencjału z różnymi metodami „kontroli umysłu”), by wreszcie dojść do opisu toksycznych skutków niechrześcijańskich praktyk duchowych ochrzczonych (joga, szamanizm). Pisząc te teksty zrozumiałem, iż mam kolejną szansę na syntezę wpływu duchowości na współczesną kulturę i religię. Stąd temat dzisiejszy.
Spirytyzm jest znany od tysięcy lat. Niektóre wierzenia, zwane czasami błędnie religiami naturalnymi, były związane z kultem przodków i przywoływaniem ich duchów. Do dziś występujący w Japonii szintoizm jest takim wierzeniem. Wywodzące się z niego sekty – na przykład sekta twórcy aikido, Morichei Ueshiby – swą „mistykę” opierają na przywoływaniu inteligentnych, niematerialnych istot, którym kapłani sekty poddają swe ciała, serca i umysły. Podobnie jak w wierzeniach voudun, zwanych voodoo czy w anty-religii candomble, rozszerzającej swe wpływy poza Brazylię dzięki coraz większej popularności capoeiry.
Nowożytny spirytyzm zaczęli praktykować alchemicy i nekromanci. Epoka „odrodzenia”, to renesans wszelakich zabobonów i marginalnych w kulturach antycznych ruchów okultystycznych. Z renesansowych nekromantów najbardziej znany jest mistrz Jan Twardowski, który, podobnie jak inni alchemicy zrozpaczonego Augusta II (Aleksander Suchta i Baltazar Smosarski) wywoływał ducha zmarłej drugiej żony króla, Barbary Radziwiłłówny.
Znaczącym krokiem rozwoju spirytyzmu była działalność XVIII-wiecznego szwedzkiego naukowca, filozofa i interpretatora Pisma Świętego, Emanuela Swedenborga, który w pewnym momencie swojego życia porzucił karierę naukową i zajął się jedynie praktykami mediumicznymi. Spirytystyczne doświadczenia Swedenborga doprowadziły go do zakwestionowania Bożego Objawienia, odrzucenia Kościoła katolickiego i stworzenia nowej doktryny para-religijnej, co zaowocowało powstaniem istniejącej do dziś sekty swedenborgianów. W swoich podróżach „astralnych” spotykał on istoty tak fantastyczne, że zerwali z nim kontakty wszyscy rówieśni mu naukowcy i filozofowie. Jednak idea „otwarcia drzwi duchowej percepcji” znalazła wielu naśladowców. A sam Swedenborg do końca życia nie zrozumiał, że padł ofiarą lucyferycznego zwiedzenia.
Współcześnie rozwój spirytyzmu polega na wymyślaniu coraz prostszych narzędzi do przywoływania „duchów” czy demonów. Kiedyś były to wirujące stoliki, wędrujące talerzyki, tablica Quija, dziś propaguje się praktyki spirytystyczne, które można praktykować przy pomocy narzędzia dającego się sporządzić w 10 sekund z materiałów dostępnych każdemu uczniowi.
Niezależnie od tego kogo się przyzywa „bawiący się” w spirytyzm, zawsze po drugiej stronie pojawia się szatan. Może przedstawić się jako duch Napoleona, duch wujka Zenka czy urzeczywistnionego mistrza duchowego z jedenastego wymiaru. Może też nazywać się meksykańskim demonem, aniołem światłości, duchem Prometeusza, naszym aniołem stróżem, kimkolwiek. Ojciec kłamstwa, zielony wąż, smok starodawny, wie jak mamić ludzi.
Niechrześcijańskie praktyki duchowe ochrzczonych, czy to będzie spirytyzm, wróżbiarstwo, joga, czy magia, czarostwo wiejskie bądź satanizm, zawsze kończą się źle. Czasami bardzo źle. Wiedzą już o tym dziewczynki ze szkoły, o której pisałem na początku tego tekstu.
Tekst Roberta Tekielego opublikowany w marcowym numerze „Nowe Państwo”: Zabawa w spirytyzm
******
Ostrzegamy – gra „Charlie Charlie Challenge” to niebezpieczny okultyzm
To niestety działa i jest to prawdziwy spirytyzm. To nie żarty, w ten sposób można nabawić się kłopotów na całe życie. Wszelkie przywoływanie duchów jest niebezpieczne.
Głupie amerykańskie dzieci, a także bezmyślni dorośli bawią się w wywoływanie duchów metodą, która podobno wywodzi się z Meksyku. Polega ona na ułożeniu na sobie dwóch skrzyżowanych ołówków i przywoływaniu ducha, aby odpowiedział, poprzez poruszenie ruchomego elementu. Pod spodem jest kartka z zapytaniami. Zajście jest nagrywane, a w tle nieraz widać młodych ludzi w panice wybiegających z pomieszczenia. Chcieli zażartować, a to było naprawdę. Najgorzej jak duch nie odejdzie, tylko już pozostanie, albo wykorzysta otwarcie się na niego do opętania kogoś. Duchy istnieją, UWAGA!
Gra nazywa się Charlie Charlie Challenge a jej wiarygodne niestety efekty odnajdziemy na Twitterze pod hasłem #charliecharliechallenge. Ciekawe, że na profil tej gry weszli też chrześcijanie przypominający o tym, że spirytyzm jest grzechem przeciwko pierwszemu przykazaniu. Przykazaniu pierwszemu, a zatem najważniejszemu. Wklejają młodzieży ostrzeżenia, na przykład przypominając „Jezus patrzy”! Ma być to odpowiedzią na hasło gry „Wielki Charlie patrzy na ciebie, Charlie odezwij się”
Wszelkie przywoływanie duchów jest niebezpieczne, nawet przy takich uproszczonych metodach jak ta gra. Zakazane jest to już w Starym Testamencie „Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by przeprowadzał przez ogień swego syna lub córkę, uprawiał wróżby, gusła, przepowiednie i czary; nikt, kto by uprawiał zaklęcia, pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych. Obrzydliwy jest bowiem dla Pana każdy, kto to czyni. Z powodu tych obrzydliwości wypędza ich Pan, Bóg twój, sprzed twego oblicza.” (Powt.18, 10-13)
***
O. Aleksander Posacki
Szatan nie zna się na żartach, mimo, że bywa ironiczny, a zwłaszcza naśmiewa się gdy kogoś zrobi w konia. Znamy to z egzorcyzmów. To jest chyba ten przypadek.
W mediach społecznościowych pojawia się bowiem coraz więcej filmików, na których widać jak ołówki wykorzystywane w tej „grze” same się poruszają, a ludzie odskakują wystraszeni…Ale nie należy się emocjonalnie bać, że straszy, ale intelektualnie obawiać, że zwodzi…I lądujemy w bagnie….