piątek, 19 kwietnia, 2024

Demaskująca nieistnienie Boga nie/moc neodarwinizmu – czytając Bóg urojony Richarda Dawkinsa

Ks. dr Jacek Grzybowski

Share

Ślepy przypadek czy nieredukowalna złożoność celowości?

W czwartym rozdziale książki autor chce ostatecznie rozprawić się z twierdzeniami o istnieniu Boga bazującymi na teorii o wysokim zorganizowaniu wszechświata i życia biologicznego na ziemi. Dawkins przywołuje tu metaforę Boeinga 747. Zwolennicy inteligentnego projektu (w języku angielskim – intelligent design – ID) przekonują, że złożoność życia na Ziemi jest tak olbrzymia, a przez to tak mało prawdopodobna, że nie może być dziełem przypadku. Gdyby tak było, to analogicznie można by przekonywać, iż wiejący nad złomowiskiem huragan jest w stanie „stworzyć” Boeinga 747.[31]

Dawkins stara się udowodnić, że takie przykłady świadczą jednak o ignorancji i nieznajomości teorii ewolucji i pojęcia „doboru naturalnego”, ponieważ właściwie rozumiana koncepcja doboru naturalnego wyjaśnia złożoność życia na ziemi i demaskuje zakusy kreacjonizmu, który przecież (chcąc nie chcąc) „promuje” Boga. Właściwe ujęcie i zrozumienie doboru naturalnego jest „filarem” świadomości darwinowskiej teorii ewolucji. Nie przypadek ani też nie projekt – a co? – „stopniowo i powoli narastająca złożoność.”[32]

Złożoność, która narasta, powoli od mniejszego do większego, od prostego do bardzo skomplikowanego w ciągu milionów lat. Tylko tak można wyjaśnić i uświadomić sobie jak to się stało, że od aminokwasu, białka w wodzie, poprzez wszystkie gatunki doszliśmy do istoty rozumnej – oczywiście na drodze ewolucji. Autor nie zaznacza faktu, iż ta teoria odwraca jednak, wspomniany już przeze mnie, arystotelesowski logiczny pewnik, wyrażony zarówno w logice Arystotelesa jak i w metafizyce, a potwierdzony przez codzienne zdroworozsądkowe doświadczenie, że przyczyna musi być większa lub przynajmniej równa jak skutek, a skutek jest taki sam bądź mniejszy (w sensie ontologicznym, a nie wymiarowym, fizycznym) niż przyczyna. Dawkins przekonuje, iż nauki przyrodnicze dawno już zerwały z tego typu przesądami, iż koniecznie trzeba jakiejś dużej skomplikowanej i mądrej rzeczy, by stworzyć coś mniejszego. Sam stosuje jednak inną (ukrytą w jego rozumowaniu) filozoficzną, a nie biologiczną tezę, będącą fundamentem materializmu, a przy tym i neodarwinizmu – wszystko co złożone pochodzi od tego co proste. Jest to jednak teoretyczne założenie, a nie logiczna konieczność![33]

Jednakże hierarchiczna teoria kreacjonizmu jest ułudą. Darwinowska teoria ewolucji obala w biologii ostatecznie iluzję projektu, a zarazem, i tu jest Dawkins na razie ostrożny, „nakazuje wielką podejrzliwość wobec analogicznych pomysłów w innych obszarach”[34].

Dlatego, mimo iż pewne biologiczne i zoologiczne twory (o samej świadomości nie mówiąc) zadziwiają swą nieprawdopodobną złożonością, tak wielką, że ślepy traf czy przypadek, jako źródło zaistnienia, jest tak mało prawdopodobny, że wręcz niemożliwy (np. szkielet Euplectelii), należy wykluczyć projekt jakieś świadomości? Przypadku być nie może – co jest więc przyczyną złożoności? – projekt i dobór naturalny, oznajmia Dawkins. Autor jak mantrę powtarza – za złożonością i bogactwem biologicznego życia nie stoi przypadek, ale też nie można od razu mówić o projektowaniu – za wszystko odpowiedzialny jest dobór naturalny jako rozwiązanie oszczędne, prawdopodobne, eleganckie. Dobór to proces stopniowy, eskalacyjny i kumulatywny.

Jednak na stronie 219 książki, recenzując dyskusję w środowisku naukowym w Cambridge, i przywołując argument z przyczyny sprawczej, iż nic nie powstaje z nicości, zawsze jest jakaś pierwsza przyczyna. Dawkins przyznaje:

„Zgadzam się, taka przyczyna musi istnieć, ale to musiało być coś bardzo prostego (!) i stąd Bóg zdecydowanie nie jest właściwym określeniem.”[35]

„Pierwszy poruszyciel” według autora musi być, albo bytem najprostszym z prostych, albo nic nie tłumaczy. I dalej:

„Wreszcie nie można przecież wykluczyć nadludzkiego projektanta, ale, jeśli już tak, to na pewno nie jest to projektant, który, ot tak, raptem się pojawił, albo istniał zawsze. Jeśli (choć ani przez moment nie potrafię w coś takiego uwierzyć) nasz Wszechświat został zaprojektowany, i tym bardziej, jeśli ów projektant potrafi czytać a naszych myślach, spełniać nasze prośby, sam musi (!) być produktem końcowym cyklu stopniowych przemian. […] Jakkolwiek mało byśmy wiedzieli o Bogu, jednej rzeczy możemy być pewni. Bóg musiał by być bytem o nieprawdopodobnej wręcz złożoności. Zaiste nieredukowalnej.”[36]

Jak już wspominałem, autor nie zadał sobie nawet trudu przekartkowania pierwszych rozdziałów Sumy teologicznej św. Tomasza, tam bowiem znalazłby odpowiedź na pytanie dlaczego Bóg nie jest bytem złożonym i dlaczego – jeśli ma być Bogiem i racjonalną przyczyną wszystkiego – musi być bytem całkowicie prostym, i co to oznacza w metafizyce.

Brytyjski biolog nie może się więc zgodzić nas hipotezę Poruszyciela. Wybiera hipotezę ewolucji. Czy jednak gruntownie udokumentowaną i naukowo uzasadnioną?

Natura nie posuwa się skokami, ale powolnym ruchem zmierza na „Szczyt Nieprawdopodobieństwa” mocą ewolucji ożywionej doborem naturalnym.[37] Ewolucja – jak obrazowo mówi Dawkins – okrąża górę, wytycza własny szlak wiodący na wierzchołek. Skąd jednak ewolucja i dobór znają drogę? Skąd wiedzą gdzie trzeba ominąć te miejsca, które prowadzą w przepaść i zakończą ewolucję życia? A miejsce tych, jak sam zresztą przyznaje Dawkins, w historii Wszechświata i życia na ziemi jest bardzo wiele. Zakrętów mylących i ślepych zaułków nie brakuje. Ale ewolucja, zachowując się tak jak by miała świadomość – ominęła wszystkie niebezpieczne przypadki!

Jak to możliwe? Przecież zmiana przez mutację genetyczną jest ślepa (nie widzi i nie zna celu zmiany), dobór naturalny także jest ślepy, właściwości nieustannie zmieniającego się środowiska, które napędzają ewolucję przez dobór naturalny nie są niczym skorelowane. A przecież z tego całego nieograniczonego, niezrozumiałego bogactwa wyłania się deus ex machina – logiczny i precyzyjny świat żywych organizmów.[38]

Dawkins przekonuje jednak, że powolne zmiany prowadzą do zmian gatunkowych. Ale to mimo wszystko jedynie hipoteza – iż zmiana cech, a nawet akumulacja niektórych przypadłości substancji (organizmów), spowoduje automatycznie w pewnym momencie zmianę gatunkową. A taką jest przecież przejście od niższej do wyższej formy bytu, a szczególnie osiągnięcie przez małpy człekokształtne świadomości i możliwości wyobrażeniowego i abstrakcyjnego sposobu postrzegania świata, czyli po prostu myślenia. Ewolucjoniści przekonują, że mają dobre powody do tego by „wierzyć”, iż żywe organizmy ewoluowały w naturalny sposób z nieożywionych substancji chemicznych, bądź złożone organy wyewoluowały w wyniku akumulacji mikromutacji poprzez dobór naturalny. Jednak posiadanie dobrych powodów to nie to samo co posiadanie dowodów. By podać tylko jeden przykład warto zwrócić uwagę na problem „nieredukowalnych złożoności”. Złożone systemy molekularne (takie jak wicie bakteryjne, jednokomórkowe systemy odpornościowe, transport komórkowy) zawierają składniki, które oddziałują na siebie nawzajem w tak złożony sposób, że jest niemożliwością wskazać i opisać szczegółowe, możliwe do przetestowania, darwinowskie mechanizmy dla ich ewolucji. Już na poziomie cząsteczki życie biologiczne pełne jest takich nieredukowalnych złożoności. Jak podaje Michel Behe nigdzie w piśmiennictwie naukowym nie znajdziemy szczegółowych scenariuszy powstania drogą ewolucji choćby jednego złożonego systemu molekularnego. Każdy system biochemiczny wymaga bowiem oszałamiająco złożonego układu składników, które w niezwykle subtelny sposób wpływają na siebie nawzajem.[39]

Być może świadomy tych aporii Dawkins, sam przyznaje, że teoria ewolucji napotyka jeszcze na wiele niewyjaśnionych kwestii i problemów. Mimo bowiem pięknych założeń sporo znajduje się w niej jeszcze „białych plam” (s. 180). Ale, zaznacza dobitnie – nie należy tych niewyjaśnionych obszarów zawłaszczać i wychwytywać podstępnie, by wskazywać koncepcję ID. To, że w jakiś punktach teoria ewolucji sobie nie radzi, nie znaczy, że należy od razu wyskakiwać z ID! Nikt nie ma tu do tego prawa! Nauka odnajdzie kiedyś odpowiedzi na wciąż nurtujące nas pytania, stawia bowiem hipotezy i wciąż szuka dowodów. Dawkins jako publicysta nie chce jednak uczciwie przyznać tego co mógłby powiedzieć jako biolog – nie znamy szczegółowo sekwencji i prawdopodobieństwa zdarzeń, ewoluowania od prostych form molekularnych do skomplikowanych organizmów złożonych – które zainicjowały nie tylko powstanie, ale i kształtowanie się życia.

Może ta bezradność i naukowa niemoc sprawia, że w rozważaniach Dawkinsa wyczuć można tęsknotę za wielką teorią unifikacji, czyli tzw. „teorią wszystkiego” bądź „formułą świata” – ona bowiem wyjaśniłaby wszystko, sama nie wymagając wyjaśnienia. Jednak wtedy, jak słusznie zauważa Mcgrath, co wyjaśniłoby wyjaśniającego? „Teoria Unifikacji” to Święty Graal nauk przyrodniczych i tak jest traktowany przez Dawkinsa – jako magiczne panaceum na naukowe pytania bez wyjaśnienia.[40]

Dlatego przyznaję, że w rozważaniach Dawkinsa wyczuwa się z jednej strony pewien niedosyt, a nawet brak, z drugiej próbę wykluczenia na siłę innych rozwiązań. W niektórych bowiem punktach teoria ewolucji i doboru naturalnego, powolnej złożoności, dysponuje jedynie hipotezami (brak bowiem empirycznych, tak przecież kluczowych dla nauk szczegółowych dowodów), ale nie można postawić hipotez o kreacyjnej ingerencji, o prawie, które kierowane jest przez świadomy i rozumny byt. A przecież tej hipotezy nie sposób unieważnić, patrząc na złożoność świadomości ludzkiej. Dawkins o zgrozo, okazuje się zatem kryptofundamantalistą nie dopuszczając w dyskusji innych pytań i hipotez!

Czytaj więcej

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Nowości