Bóg i Jego religia – niebezpieczne urojenie
Wydawało się, że przynajmniej dla osób krytycznych wobec wszelkich publicystycznych tez, dla ludzi wykształconych i zaprawionych w myśleniu samodzielnym, konflikt pomiędzy wiedzą a wiarą nie da się sprowadzić do poziomu demagogicznej awantury. Złożoność tej problematyki skłania bowiem do refleksji nad metodologią nauki, wymaga poszukiwania odpowiedzi w przestrzeniach interdyscyplinarnych i znajomości zarówno nauk przyrodniczych jak i humanistycznych. To zaś narzuca raczej konieczność rzetelnych badań i skupionej lektury niż szukania łatwych rozwiązań czy wręcz ideologicznych tez.
Niestety popularność i szybkie wyczerpanie nakładu polskiego wydania najnowszej książki brytyjskiego biologa – Richarda Dawkinsa Bóg urojony, a także jej pełna zachwytów promocja w prasie i mediach, wydają się potwierdzać tezę, iż łatwiej dziś o spektakularne „medialne sprzedanie” bzdurnych i pełnych myślowych skrótów twierdzeń, niż o uczciwą debatę nawet na najbardziej trudne i kontrowersyjne tematy. Bo istnienie, bądź nie istnienie Boga jest niewątpliwie takim tematem. Problematyka dotycząca Boga wciąż, mimo sekularnych tendencji współczesnej kultury, budzi żywe zainteresowanie. Czy obecność Boga można udowodnić? Czy „Bóg” jest pojęciem tylko z języka religijnego, czy też może mieć swoje miejsce we współczesnym dyskursie naukowym? Odpowiedzi na takie pytania są wciąż interesujące, dając szansę na spotkanie nauki i wiary, otwierając jednocześnie przestrzeń fascynującej debaty. Niestety tej debaty nie ma, gdy zainteresowani rozważaniami Dawkinsa, sięgamy po jego najnowszą książkę. Napotykamy raczej na inwektywy, żarty, anegdoty, ale przede wszystkim logiczno-definicyjny mętlik charakteryzujący wywody autora.
Z tego powodu bardzo trudno jest analitycznie zrecenzować i ocenić tę książkę. Mimo bowiem zgrabnie wyglądającego spisu treści, panuje w niej logiczny bałagan i przemieszane są przeróżne wątki – osobiste, publicystyczne, historyczne, merytoryczne, a nawet ideologiczne. Mimo jednak tych trudności (które dla osoby o krytycznym umyśle są naprawdę ogromną przeszkodą, deprecjonując to co jest najbardziej piękne w książkach – spotkanie z tekstem) należy prześledzić sposób myślenia brytyjskiego biologa, zapewniającego już we wstępie: każdy człowiek, który uważa się za osobę religijną, przeczytawszy pilnie tę książkę, „od deski do deski”, stanie się ateistą. Mocno indoktrynowany teista – ma „absolutny zakaz sięgania po tę książkę, jako będącą nieodwołalnie dziełem Szatana”. Mimo tego autor ufa, iż i wśród wierzących nie brak jednostek o otwartych umysłach, nie dość zindoktrynowanych, i na tyle inteligentnych, że porzucą religijny nałóg, sięgną po to działo, przeczytają i wykrzykną – nie wiedziałem, że można![1]