Spróbujmy sobie wyobrazić działanie okręgu produkcji żelaza w Górach Świętokrzyskich, który wytwarzał wysokiej jakości produkty, w tym broń, już w II wieku naszej ery. W jednej lokalizacji pracuje pracuje 1000 – 1200 pieców dymarkowych. Nie była to łatwa praca. Każdy piec musiało obsługiwać przynajmniej dwóch ludzi. Piec trzeba było zbudować, rozpalić, podtrzymywać ogień i zapewnić przez dłuższy czas w miarę jednakowe warunki pracy urządzenia (umożliwia to uzyskanie najlepszej jakości żelaza), następnie po zakończeniu wypalania rudy piec należy rozebrać i wydobyć łupek surówki. Dla zapewniania obsługi pieców musiało pracować około 2 tysięcy ludzi. Wiele pieców było zbudowanych tak przemyślnie, że budziło podziw XX. wiecznych inżynierów zapoznawanych z ich konstrukcją. Na szczególną uwagę zasługuje zwłaszcza system tuneli powietrznych doprowadzających tlen do paleniska i wykorzystujących siłę wiejących w okolicy wiatrów.
Potem wytopiony w dymarkach łupek obrabiano w warsztatach kowalskich poprzez wielokrotne prażenie i kucie, wyrabiając broń i narzędzia. Dla zapewniania stabilnej produkcji w najbliższej okolicy musiało działać kilkaset warsztatów kowalskich, a w nich pracować około 2 tysięcy ludzi. Jednak to nie wszystko ten półprzemysłowy sposób produkcji żelaza wymagał jeszcze sprawnego zaopatrzenia w surowce. Do pracy pieców dymarkowch potrzebne są dostawy węgla drzewnego. Ktoś musiał ten węgiel produkować, a to wymaga ścinania wielkiej ilości drzew, ich rozdrobnienia, transportu, przygotowania mielerza, wypalenia i transportu gotowego węgla do miejsca gdzie pracowały dymarki. Dla wykonania tej pracy należy doliczyć minimum 5-10 tysięcy osób. Oprócz węgla drzewnego do produkcji żelaza niezbędna jest ruda, którą również należało wydobyć i transportować. To kolejne tysiące pracowników. Pracujący w przemyśle ludzi oczywiście mieli rodziny, które należało wyżywić. W związku z tym dla zapewnienia odpowiedniej ilości żywności potrzebne było minimum 10 – 20 tysięcy chłopów uprawiających ziemię. No i ktoś musiał osłaniać bezpieczeństwo tych rzesz ludzkich w czasach, gdy zabór cudzego mienia, czyli napaść i rabunek, były dość powszechną normą postępowania. Cała opisana tu działalność nie była możliwa w systemie organizacji pracy grodu, czy plemienia. Tego typu szeroka działalność gospodarcza wymaga organizacji na poziomie sprawnie działającego … PAŃSTWA.
Rzymscy historycy, w II wieku n.e., piszą o istnieniu na północ od Karpat ludu Lugiów, który to naród sam wojen unikał, za to na wielką skalę produkował żelazo i handlował bronią. Podkreślenia wymagają słowa Tacyta o wielkiej skali produkcji i handlu. Wokół takiego ludu zawsze gromadziło się na zasadzie federacyjnej wiele innych plemion i plemionek. Po pierwsze wymagał tego biznes, po drugie dawało to większe bezpieczeństwo. To świetnie zorganizowane państwo Lugiów, dobry interes zawsze wymaga dobrej organizacji, o którym wspominali Rzymianie w II wieku musiało istnieć aż do V wieku n.e. Sprawne państwo zapewniało uporządkowane ruchy całej społeczności. O niezwykłej wędrówce Słowian pisaliśmy w poprzednim odcinku. Duże ruchy migracyjne naszych przodków następują w sposób uporządkowany, jednoczasowo, od razu wielką masą ludzką, w doskonale wybranych momentach. Ślady uporządkowanych działań istnieją i w V, i w VI wieku. Słowianie biją wówczas armię Justyniana i wchodzą w koalicję z Awarami. Jak się wydaje, dopiero rozproszenie na ogromnym obszarze zajętym w VI i VII wieku kończy ten okres pierwotnej koordynacji. Możemy się tylko zastanawiać, co pozwalało naszym przodkom tak skutecznie wędrować i kolonizować ogromne obszary Europy? Co zapewniało tą niezwykłą organizację? Czy było to jakieś wiodące silne plemię, odgrywające rolę autorytetu dla innych, a jednocześnie będące centrum większej federacji? Czy może jakiś pra-parlament słowiańskich plemion, gdzie delegaci ustalali strategię i być może wybierali „wodza wodzów”? Podkreślenia wymaga, że nie mógł być to wiec rodowy, czy plemienny tylko wyraźnie objawiający się w praktyce ślad koordynacji znacznie wyższego stopnia. Szkoda, że nie dysponujemy materiałem historycznym w postaci źródeł pisanych ponieważ prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się jak w praktyce działali nasi przodkowie.
Tu przejdźmy do nieco mniej odległych historycznie czasów. W latach 1700-1763 żył ksiądz Benedykt Chmielowski[1]. Właściwie Benedykt Joachim Chmielowski, herbu Nałęcz. Ksiądz Chmielowski piórem znakomicie władał. Pozostawił nie tylko świetne pomniki literackiego języka i obyczajów XVIII wieku, ale również kilka godnych uwagi dzieł. Jego sławny modlitewnik „Bieg roku całego[2]” z 1728 roku doczekał się 20 wydań (łącznie ze wznowieniami w XIX wieku). Był też autorem herbarza: „Zbiór krótki herbów polskich oraz wsławionych cnotą i naukami Polaków”. Jednak najgłośniejszym jego dziełem jest encyklopedia „Nowe Ateny albo Akademia sciencyji wszelkiej pełna, na różne tytuły jak na classes podzielona, mądrym dla memoriału, idiotom dla nauki, politykom dla praktyki, melancholikom dla rozrywki erygowana.” Encyklopedia miała 2 wydania: pierwsze w latach 1745-1746; drugie, uzupełnione i rozszerzone, w latach 1754-1756. Ksiądz Benedykt opierając się na ustnych podaniach zapisał pełny poczet władców Polski z czasów poprzedzających Chrzest w 966 roku. Rzecz w tym, że podał też szereg dat, które zdumiewająco pasują do ówczesnej historii politycznej środkowej Europy, to jest do okresu VI-IX wieku, a nie mógł wiedzieć co się wtedy działo i dlaczego daty te są czasami zdumiewająco wiarygodne. Wygląda na to, że jednym z wpływów celtyckich na kulturę polską była rola ustnego przekazu tradycji, wiernego opowiadania historii powtarzanych przez bardów. Potwierdzenie istnienia takich ustnych tradycji mamy i w XII, i w XIII, i w XVI wieku, np. Gall Anonim, Wincenty Kadłubek, czy inny znakomity pisarz i herbarz Paprocki (ten ostatni jako zwolennik Habsburgów wyemigrował do Czech w 1576 roku), a także u innych autorów. Poczet władców Polski do Mieszka I wyglądał wg księdza Chmielowskiego następująco: Lechus (Lech I), Wizimir, Krakus, Lech II, Wanda, Przemysław I, Leszek, Leszek II Chytry, Leszek III, Popiel I, Popiel II, Piast, Ziemowit I, Leszek IV, Ziemomysł. Dodajmy, że zwłaszcza Gall Anonim oraz Wincenty Kadłubek (znowu obaj odwołując się do ustnej tradycji), podają dane bardzo zbieżne. Gall Anonim wymienia czterech pogańskich władców z dynastii Piastowskiej w identycznej kolejności.
Oddajmy jednak głos księdzu Chmielowskiemu:
“Jako perła kosztowna wydaje się Polskie Królestwo, z słowiańskich narodów najsławniejsze (…) Polskiej monarchii rzucił fundamenta Lechus, z Kroacji oriundus (pochodzący), który tamtejszej wojny domowej impatiens (zniecierpliwił się), z bratem Czechem i z liczną ludu wyszedł kwotą; Brata Czecha w kraju tym, który się od niegoż Czechami nazwał, zostawił, a sam aż tu, gdzie Polska teraz, zawitał Roku po Narodzeniu Chrystusowym według Hageka 644, według Wapowskiego 550, według innych 555”.
Każda z powyższych dat jest możliwa. Poniżej pokażemy dlaczego.
Wiemy, że ziemie polskie zostały ponownie zasiedlone przez Słowian pod koniec pierwszej połowy VI wieku. Mamy na to i pisane źródła bizantyńskie, i archeologię. Jednak dobrze zorganizowana wędrówka na północ nie byłaby możliwa po roku 558 gdyż w tym roku nad Dunajem na terenach słowiańskich pojawił się najazd Awarów. Ci ostatni byli kolejnym mongolskim ludem, który zagnał się daleko na zachód. Bez wątpienia Awarowie podporządkowali sobie plemiona słowiańskie nad dolnym Dunajem (a raczej utworzyli z nimi coś w rodzaju federacji), następnie rozbili silne germańskie państwo Gepidów na terenie dzisiejszej Austrii i Węgier. To stało się w roku 567. Do ataku na Gepidów nakłonił Awarów cesarz Bizancjum, który finalnie najgorzej na ich wzmocnieniu się wyszedł. Po pokonaniu Gepidów Awarowie do spółki ze Słowianami zaczęli na dobre najeżdżać ziemie podległe Konstantynopolowi, żądając od cesarza coraz wyższych opłat za „nienajeżdżanie”. Cesarze bizatnyjscy suto opłacali się naszym przodkom zabezpieczając się w ten sposób przed ich niszczycielskimi najazdami. W końcu Awarowie do spółki ze Słowianami wzięli się za obleganie Konstantynopola w roku 626. Miasta nie zdobyto, bo Słowianie dogadali się z imperatorem i m.in. w zamian za zgodę na pokojowe osiedlanie się na ziemiach Bizancjum „wyperswadowali” Awarom, żeby sobie odpuścili. Wydarzenia z 626 roku są o tyle ciekawe, że nie do końca wiadomo, kto był od kogo zależny: Słowianie od Awarów – czy jak się wydaje, akurat odwrotnie. Od 626 roku kaganat Awarów miał już pokojowe stosunki z Bizancjum i do lat 791-805 w kierunku południowym w zasadzie nie wojował. Za to najeżdżał ziemie niemieckie na zachodzie i – zagadka historyczna – unikał ekspansji na północ, poza granice Słowacji i Moraw. W latach 791-805 państwo Awarów padło pod ciosami wojsk Karola Wielkiego, który zdobył jego zachodnie tereny (w przybliżeniu dzisiejszą Austrię) i utworzył tam kilka granicznych marchii, zaś resztę jego ogromnego terytorium przejęło nowo utworzone Państwo Wielkomorawskie. A co się stało z Awarami? Ci ostatni wyżenili się ze Słowiankami i praktycznie już wcześniej przestali istnieć jako liczący się odrębny element etniczny. Słowiańska arystokracja, odgrywającą w miarę upływu czasu w kaganacie Awarów coraz większą rolę po „wypadnięciu z gry” awarskich sojuszników wykreowała nowe wielkie państwo z ośrodkiem kierowniczym na Morawach i w Słowacji. Mojmir I, historyczny władca tego państwa przyjął Chrzest. To dla tego państwa kościelny rzymski obrządek słowiański stworzyli św. Cyryl i św. Metody po 863 roku. To w końcu ze strachu przed rosnącą potęgą Państwa Wielkomorawskiego niemiecki cesarz Arnulf w 896 roku namówił do przybycia do Europy liczny i waleczny koczowniczy lud Madziarów.
Wróćmy jednak do sprawy Lecha. Wyruszyć do Polski mógł on w latach 550-555 lub po 630 roku. Daty podawane przez ustną tradycję w Polsce są zdumiewająco zbieżne z realiami wydarzeń w środkowej Europie w tamtych czasach. W okresie wojen i zamętu w latach 560-626, można było zostać zmasakrowanym i obrabowanym po drodze, a nie spokojnie podróżować z dużą liczbą osadników. Wiemy, że następca Lecha, Wielki Wizimir miał zasadnicze rozbieżności zdań z Dunami do kogo należą profity z ogromnie zyskownego bałtyckiego handlu. Historia tego konfliktu pokazuje jak doskonale zorganizowane i jak silne było państwo Polan. Plemiona Sasów i Anglów opuściły Danię w V i VI wieku udając się do Anglii, którą udało im się podbić. Dopiero w drugiej połowie VI wieku na opustoszałym Półwysepie Jutlandzkim pojawiło się północnogermańskie plemię Dunów. Spór o to kto rządzi na Bałtyku mógł więc zaistnieć najwcześniej na przełomie VI i VII wieku.
Jednak to co wiemy o konflikcie Wielkich Polan z Duńczykami, nie rozstrzyga jednoznacznie, czy „wielka wędrówka” Czecha i Lecha miała miejsce w terminie wcześniejszym (550-555), czy późniejszym (po 630). Jeżeli we wcześniejszym to mielibyśmy do czynienia z osadnictwem od podstaw. Na niezamieszkałe ziemie dzisiejszej Wielkopolski przybyło duże i dobrze zorganizowane i scentralizowane plemię Polan i zagospodarowało tą przestrzeń. Jeżeli był to termin późniejszy to zajęcie Wielkopolski wyglądało nieco inaczej. Na już zasiedlone ziemie dzisiejszej Wielkopolski przybyła silna drużyna wojenna i zaistniał mechanizm tworzenia większego państwa pod hasłem „dobry człowiek z mieczem w ręku”.
Ten ostatni mechanizm wymaga kilku słów wyjaśnienia. Właśnie w ten sposób powstała Ruś Kijowska. Dla rozwiązania lokalnego konfliktu, który zaistniał między plemionami ugrofińskimi i słowiańskimi w Nowogrodzie Wielkim z drużyną wojenną przybył ze Szwecji jarl jarlów Ruryk. Dość często w tamtych czasach dla uspokojenia nastrojów wzywano interwencji z zewnątrz. Jeżeli dowódca przybyłej drużyny był przyzwoitym chłopem, danin nie chciał zbyt wielkich, a dysponował realną siłą skupiano się dookoła niego chętnie. Dlaczego? Po pierwsze – dawało to zwiększone, i to niebotycznie, własne bezpieczeństwo. Po drugie – wspólnoty rodowo-plemienne były same z siebie bardzo opornym tworzywem do tworzenia większych „federacji”, gdyż ze swej istoty były niesłychanie konfliktogenne i siejące anarchię. Dobrym przykładem były plemiona pruskie, które już niszczone przez Krzyżaków, nie potrafiły nie tylko się zjednoczyć, ale jeszcze cały czas toczyły wojny między sobą. Czym oczywiście bardzo ułatwiały Krzyżakom podbój. „Dobry człowiek z mieczem w ręku” rozwiązywał nabrzmiałe lokalne problemy, dawał odpór klanowej anarchii i ułatwiał organizację plemion w organizm państwowy. W VII wieku ludy zamieszkujące Europę odkryły na nowo, po zrujnowaniu Rzymu, wartość organizacji społeczeństwa w państwo. Potrzebę przejścia społeczeństw z organizacji rodowo-klanowej do wyższej organizacji państwowej rozumieli wszyscy myślący ludzie w Europie.
Dlaczego wspólnota rodowo-plemienna była czymś takim złym? O tym za w dalszych częściach, bo to jest jedno z najważniejszych zagadnień w historii powszechnej. Islam, i nie tylko Iilam, do dziś dnia żyjący w ustroju rodowo-plemiennym nie bez przyczyny zatrzymał się w rozwoju.
Jednak wracając do sprawy wędrówki Lecha, osobiście jestem zwolennikiem wcześniejszej daty – dokładnie tak jak to podaje ksiądz Chmielowski. Początek państwa polskiego to lata 550-555. Z tym, że pomiędzy Lechem I, a Wizimirem, hipotetycznie musiał być jeszcze jeden władca. Bez nieco dłuższego czasu umacniania pra-państwa polskiego nie sposób wytłumaczyć, czemu Wizimir był taki silny. Oto jaka mogła być prawdopodobna sekwencja faktów dotyczących odtworzenia państwa Słowian na ziemiach Wielkopolski. Liczna, dobrze zorganizowana i silna awangarda słowiańskiego osadnictwa, śmiało można założyć, że Słowianie kontynuowali sposób organizacji, który znali od trzech wieków, czyli od okresu gdy wycofali się na wschód ustępując swoich pierwotnych ziem Germanom, posuwająca się wzdłuż Dunaju na zachód, dotarła do dzisiejszej Chorwacji. Dalej na południe wolnych ziem nie ma. Przed nimi zasiedlona od wieków Italia. Na zachodzie – Germanie. Natomiast na ziemiach Chorwacji dla wszystkich jest zbyt ciasno. Wtedy zapadła decyzja. Być może w gronie rodziny naczelników tego ludu (trzech braci?). Część zostaje gdzie jesteśmy, a dwie części ruszają na północ. Jedna zatrzyma się i osiedli może gdzieś bliżej. A jedna idzie tam, gdzie kiedyś mieszkali nasi praojce.
Czytelniku, przymknij oczy. Zobacz dziesiątki tysięcy wozów. Na wozach oprócz niezbędnego dobytku kobiety i dzieci ciekawie rozglądające się dookoła. Za wozami zwierzęta domowe. Wokół konni jeźdźcy. Topory przy siodłach, długie miecze. Na plecach duże drewniane tarcze, włócznie w dłoniach. Żelazne hełmy, tu i ówdzie zrobiona z kółek zbroja. Przy wozach łucznicy. Wielka kolumna sprawnie porusza się na północ. Tak to się zaczęło. Początek historii najbardziej niezwykłego narodu i państwa, a obecnie najwyższej na świecie kultury. Tak to się zaczęło.
Pamiętajmy, że w herbie Chorwacji do dziś dnia jest biało-czerwona szachownica. Flaga Czech jest biało-czerwona z niebieskim trójkątem. W języku Serbów i Chorwatów koń to do dziś dnia „koń”, a krowa – to „krawa”. Chorwaci i Czesi to nasi bracia, jedni pozostali na zajętych przez naszych przodków ziemiach Chorwacji, drudzy osiedlili się nieco dalej na północ – Czechy, a my Polacy powróciliśmy do kolebki słowiańszczyzny między Sudetami i Karpatami na południu, a Bałtykiem na północy.
Czytelniku, przymknij oczy. Spójrz w głąb własnej duszy. Czy widzisz, jak na czele tego pochodu niosą drzewce z powiewającymi pasmami: czerwonym i białym? Biały – symbol świętości, uczciwości i cnoty. Czerwony – symbol wysiłku, cierpienia, wytrwałości i męstwa. Czytelniku, spójrz w głąb własnej duszy. Czy ich widzisz?