Drogi rodzicu,
zwracam się bezpośrednio do Ciebie, ponieważ ta informacja powinna Cię zaniepokoić. Mówimy o promowaniu satanizmu. O promocji nie ograniczonej tylko do niszowej muzyki metalowej ale promocji masowej za pomocą muzyki określanej powszechnie jako POP. Pod przykrywką powszechnie akceptowanego POP-u uruchomiana jest machina propagandowa.
Die young
Przykład, piosenka pod tytułem „Die young” w wykonaniu gwiazdki klasy B – Keshy. W serwisie Youtube teledysk cieszy się dużą popularnością. Każda odsłona tego teledysku sączy w duszę osoby oglądającej satanistyczną ideologię użycia. Proszę każdego z Was, zwracajcie uwagę na to co oglądają i słuchają Wasze dzieci.
Uzbrój się w egzorcyzm do św. Michała Archanioła i zobacz ten teledysk:
Popsatanizm dla każdego
Teledysk „Die young” to oczywiście kolejne w historii muzyki kilka minut o brudnym seksie, w tym seksie homoseksualnym. Piosenkarka zachęca by „wykorzystać w pełni tę noc jakbyśmy mieli umrzeć młodo”. Motyw ten nie jest chyba niczym oryginalnym w taniej poezji ale obraz sprawia, że słowa piosenki nabierają nowego znaczenia. Co chwilę pojawiają się odwrócone krzyże, piramida z okiem Horusa (nie należy mylić tego symbolu z Trójcą Przenajświętszą) oraz symbole zbliżone. Jest także coś na kształt pentagramu (pentagram jest szczególnie często pokazywany w tym teledysku) i karty przypominające tarot. Na koniec teledysku, przyjeżdża policja i strzela w kierunku orgiastycznej bandy, a „Kesha” niejako wychodzi pociskom na spotkanie. Całość zatem ma dwa przesłania: zachętę do używania życia póki je mamy oraz – co jest o wiele groźniejsze – zachętę do oddania swego życia w satanicznym rytuale składającym się z bluźnierstw, swobodnego seksu i perwersji.
Choć „Kesha” nie jest tak ważna dla popkultury jak wcześniej opisane „gwiazdy”, nie można przejść obojętnie wobec jej teledysku. Można nawet przypuszczać, że fakt, iż to ona pozwoliła sobie na tak otwarcie sataniczny klip ma istotne dla jej PR znaczenie. Po pierwsze – skoro nie jest ona nikim szczególnie ważnym, możemy wnioskować, że mamy do czynienia z testowaniem opinii publicznej. To prosta kalkulacja – w razie porażki zatopiona zostanie gwiazdka, którą łatwo zastąpić. Po drugie, właśnie dzięki temu, że „Kesha” jest piosenkarką klasy B, jej wybryk nie będzie budził tak silnych kontrowersji, jak można to sobie wyobrazić w przypadku lepiej rozpoznawanych twarzy.[1]
Dodam, że jest tam również zawarte neuroprogramowanie.
Homoseksualna ofensywa w kulturze
W celu oswojenia nas z homoseksualizmem rozpoczęto kolejną propagandową zagrywkę. Oglądalność różnych seriali w Polsce jest duża, o szczegółach można dowiedzieć się pod linkiem: https://www.wirtualnemedia.pl/wiadomosci/telewizja/wyniki-ogladalnosci , w związku z tym rozpoczęto akcję TRESOWANIE PRZEZ OSWAJANIE. W serialach scenarzyści zaczęli wprowadzać różnego typu postacie homoseksulane, których zadaniem jest pokazać, że homoseksualista nie jest złym człowiekiem. Jednak cały problem polega na tym, że o ile homoseksualista nie jest, ani nie musi być, złym człowiekiem o tyle samo zjawisko homoseksualizmu jako takie jest wynaturzeniem i należy mu się ostro przeciwstawiać. O szczegółach akcji TRESOWANIE PRZEZ OSWAJANIE, można przeczytać poniżej.
Homoseksualizm zdobywa dziś coraz większe wpływy w polskiej kulturze, zarówno tej elitarnej, jak i masowej. Jednak nie zawsze tak było.
Prawdziwym przełomem był jednak serial „Barwy Szczęścia”. W tym „tasiemcu” emitowanym od 27 września 2007 w II Programie TVP, homoseksualizm po raz pierwszy pokazano w pozytywnym świetle. W „Barwach Szczęścia” występuje para gejów – Władysław Cieślak (grany przez Przemysława Stippa) i Maciej Kołodziejski (Tomasz Mycan). Ta przedstawiona w pozytywnym świetle para zmaga się z polską rzeczywistością, w której niekoniecznie homoseksualizm jest na porządku dziennym. Ich coming out nie jest łatwy – szczególnie jeśli chodzi o przyznanie się do swojej orientacji przed rodzicami. Zastanawiają się więc nad wyjazdem z Polski. Nietolerancję przerywa jednak bohaterska postawa jednego z nich – Maćka, który ratuje córkę sąsiadów w sytuacji zagrożenia. Wówczas to Maciek i Władek zyskują akceptację otoczenia. Choć to „tylko serial”, to nie można lekceważyć jego roli w kształtowaniu się mentalności Polaków. Ma on aż 4,73 mln widzów. Widzów, z których niektórzy także mają znajomych homoseksualistów, których być może do tej pory próbowali zachęcić do próby zmiany orientacji. Widzów, którzy są też wyborcami.
Od tej pory homo-propaganda z ekranów sączy się w Polsce coraz śmielej. Przykładem jest tu emitowany w lutym 2012 r. odcinek „Na wspólnej”. W serialu tym spotykamy się z postacią homoseksualisty Piotra, który z powodu „polskiej homofonii”, której ucieleśnieniem są jego rodzice popada w depresję do tego stopnia, że próbuje popełnić samobójstwo. Z opałów usiłuje go wydostać… jego żona. „Homoseksualizm to nie przypadłość, którą można wyleczyć”, mówi z wyższością do swojej teściowej. Teściowa bowiem stanowi klasyczny przykład katolickiego ciemnogrodu, który uważa homoseksualizm za grzech. A co gorsza – wierzy w możliwość jego wyleczenia.
Kolejny przełom w przedstawianiu homoseksualizmu w polskich serialach miał miejsce w serialu „Julia”. – Do niedawna postać geja w filmach i serialach przedstawiana była w sposób prześmiewczy. Przykład Maćka ma pokazać ludziom, że odmienność seksualna nie wyklucza dobra, wrażliwości i całej gamy pozytywnych cech. Będę zadowolony, jeśli choć kilka osób spojrzy na temat przychylniej – mówił dla Super Ekspresu aktor Marek Lewandowski, który wcielił się w postać serialowego geja. Oczywiście dola serialowego Maćka nie była łatwa. Początkowo obawiał się on ujawnienia swojej orientacji przed rodzicami. Rozważał wręcz ślub z tytułową bohaterką – Julką. Ostatecznie jednak zdecydował się na coming out. Maciek jest nietypowy wśród homoseksualnych bohaterów. Gra go prywatnie heteroseksualny i lubiany przez kobiety aktor. Wydaje się to być celowym zabiegiem. Chodzi o to, by „gej” nie był kojarzony ze zniewieściałością czy dziwacznością. Homoseksualny Maciek jest męski i zrównoważony. Z drugiej strony pełni typową rolę „najlepszego przyjaciela kobiety”, który przez większość czasu zaangażowany jest w problemy swojej przyjaciółki. Jego prywatne sprawy są na dalszym planie. Czyżby scenarzysta niechcący powielał „dyskryminacyjne” wzorce?
Homoseksualny przełom w świecie książek nastąpił oczywiście znacznie wcześniej, niż w serialach. Na polu homoseksualnego uświadamiania polskiego czytelnika szczególnie zasłużył się Michał Witkowski. Jego powieść „Lubiewo”, wydana w 2004 r. spotkała się z bardzo ciepłym przyjęciem salonowej krytyki. Czy „Lubiewo” jest manifestem homoseksualistów? Autor temu zaprzecza. Witkowski chciał podobno tylko przedstawić żywot polskich homoseksualistów, a nawet sporządzić ich leksykon. Twierdzi, że nie miał zamiaru robić homoseksualnego manifestu i padł ofiarą manipulacji medialnej. Chcąc nie chcąc Witkowski został bohaterem polskich mediów poprawnych politycznie. Laureat Paszportu Polityki, wychwalany w Wyborczej wydał w 2011 r. kolejną gejowską książkę „Drwal”. Jej bohater opuszcza burżuazyjną Warszawę, by pojechać do Międzyzdrojów. Robi to w zimie, poza sezonem. Międzyzdroje są wówczas – jeśli wierzyć Witkowskiemu – miejscem opuszczonym i brudnym. Homoseksualny bohater szuka w ich okolicach mężczyzn żyjących na pograniczu cywilizacji, w samotnych domkach. To wśród nich pragnie dokonać swoich miłosnych podbojów. Tematyka zapewniła równie ciepłe przyjęcie przez salonowych recenzentów, chociaż Witkowski twierdzi, że nie interesuje go blichtr ani ideologia, a jedynie pisanie o rzeczach dziwnych i nietypowych.
Ekspansja homoseksualizmu w Polsce nie omija także kultury wyższej. Nie byłaby ona jednak możliwa – przynajmniej nie w takim stopniu – bez pieniędzy podatników. W 2012 r. Ministerstwo Kultury przeznaczyło na rzecz organizatorów „Unsound Festival 2012” 400 tysięcy złotych. Pieniądze miały posłużyć między innymi sfinansowaniu występu Sashy Grey, gwiazdy porno, która stara się także zabłysnąć w muzyce.[2]
Źródło: