Dlaczego Niemcy nigdy nie wykryli, kto im to robi?
W całej historii Niemiec nikt ich nigdy tak nie ośmieszył, tak nie robił „w balona”. W całej historii wojen – nigdy nie zdarzyło się nic podobnego. By gra kota z myszką odwróciła się kompletnie rolami – i by mała myszka wywijała jak chciała groźnym kotem. W dodatku kocurem zupełnie nie świadomym, że myszka kręci nim – jak chce!
Opisywane wydarzenia – a to przecież rzeczywiście się wydarzyło – są tak niewiarygodne, że aż proszą się o hipotezę, że odnośnie Akcji „N” było coś jeszcze, jakaś zagadka, rzec można – tajemnica – która umożliwiła ten niesamowity sukces.
A owszem – było coś jeszcze…
Akcja „N” – dlaczego Niemcy nie odkryli, kto im to robi?
Dziwne widowiska
Od drugiej połowy 1941 miasta niemieckie stały się widownią częstych, a wielce szczególnych widowisk. Nagle – w najbardziej zaskakujących porach, np. w środku nocy czy w największym szczycie ruchu w ciągu dnia – bataliony SS z obowiązkowymi dobermanami na smyczach otaczały budynek poczty głównej. Poczym rewidowały wszystkich nadawców listów, kazały otwierać wszystkie listy, sprawdzały wszystkich pracowników poczty i wszystkie pomieszczenia, otwierały wszystkie listy dostarczone ze skrzynek pocztowych do wysłania przez listonoszy. Czegoś z uporem szukali…
I takie akcje powtarzały się bardzo często, także w 1942 i w 1943 roku! W setkach niemieckich miast, w centrach pocztowych zbierających przesyłki do wysłania. Jak wspomnieliśmy, samo Gestapo zatrudniło do wyśledzenia „zakonspirowanych” (faktycznie nieistniejących) opozycyjnych organizacji – 100 tysięcy pracowników! Wspomniane tu bataliony SS stanowiły dodatkowe siły biorące udział w „akcji”. Tym samym nie zajmujące się innymi zadaniami…
Jak wspomnieliśmy – sam fakt przeniesienia do Krakowa w połowie 1943 roku najbardziej zaawansowanej technicznie drukarni rządowej z Berlina – świadczy dobitnie, że Niemcy nie mieli pojęcia, iż to Polska jest centrum produkcji „opozycyjnych” druków w języku niemieckim, w tym „zarządzeń” niemieckich władz, administracyjnych i wojskowych.
Cały czas uparcie szukali osób, które nadają przesyłki – by poprzez tortury i inne metody śledztwa dotrzeć od osób do organizacji – a nie pomyśleli, że włączenie do dystrybucji następuje na etapie transportu już nadanej poczty. Jak to było możliwe, że popełnili taki błąd?